Umierać za Narwę?

Kto czyta cyrylicę, ten może wejść na bloga Andrieja Piontkowskiego, rosyjskiego politologa i publicysty. Kto nie czyta, temu streszczę.

W sprawie Ukrainy w Rosji istnieją „partia pokoju” i „partia wojny”. Na porządku dziennym jest pytanie: „Jak zdusić Ukrainę: metodami gospodarczo-politycznymi czy jawnie wojskowymi?”.

„Partia pokoju” proponuje Putinowi taką samą agonię, jakiej doznał Chruszczow w czasie kryzysu kubańskiego. Wystarczyły dwa lata (1962-1964) i było po Chruszczowie.

„Partia wojny” proponuje „czwartą światową” pomiędzy powstającym z kolan prawosławnym „Światem rosyjskim” a gnijącym i dekadenckim Zachodem.

Wojna ekonomiczna Rosji nie interesuje, bo jest słabsza. Wojna konwencjonalna tak samo. Pozostaje mała wojna jądrowa, która daje Rosji Putina przewagę psychologiczną. To najlepsza droga do scalenia ziem Wielkiej Rusi, a to wymaga zmiany granic co najmniej dwóch niepodległych państw.

Jakimi narzędziami dysponuje Rosja Putina, która pod każdym względem ustępuje NATO? „Tylko broń jądrowa” – odpowiada Piontkowski. Obowiązująca dotychczas doktryna wzajemnego odstraszania dotyczy konfliktu totalnego, jeśli jedna strona zaatakuje miasta i wybrane cele drugiej – ta druga czyni to samo.

Ale co gdy broń jądrowa, w niewielkich ilościach, zostanie użyta przeciwko pojedynczym celom strony trzeciej? Jaki ruch ma wtedy drugie mocarstwo?

Zmasowany atak jądrowy i wzajemna zagłada? Taki wariant ograniczonej wojny jądrowej rozpatrywała administracja Reagana. Sama groźba „ograniczonego” użycia broni jądrowej może być wystarczająca dla osiągnięcia pewnych celów. Plan Putina nie zakłada zniszczenia znienawidzonych Stanów Zjednoczonych, raczej poszerzanie Wielkiej Rusi, rozpad NATO, dyskredytację USA jako gwaranta bezpieczeństwa Zachodu. Wszystko to zostało zapowiedziane w „sudeckim” przemówieniu Putina (18 marca).

Wyobraźmy sobie, że rosyjskojęzyczni mieszkańcy estońskiego miasta Narwa, przy granicy z Rosją, wypowiedzą się w referendum za przyłączeniem się do Wielkiej Rusi. Dla realizacji tego celu na terytorium Estonii pojawiają się zielone ludki. Co wtedy zrobi „agresywny blok NATO?”.

Odmowa sojuszników Estonii do działania zgodnie z art. V NATO (jeden za wszystkich, wszyscy za jednego) będzie oznaczała koniec NATO i Stanów Zjednoczonych jako supermocarstwa, wreszcie dominację Rosji Putina na kontynencie europejskim. Zdaniem Piontkowskiego „zachodnie demokracje stchórzą”.

Zachodnie demokracje nie wiedzą, jak postąpią w takim przypadku, a Putin wie, że one nie wiedzą, co zrobi Rosja. Kiedy Zachód przyjdzie z pomocą Estonii, może zechce sięgnąć po „ograniczone” użycie broni jądrowej?

W badaniu niemieckiej opinii publicznej („Czy w przypadku konfrontacji wojskowej Estonia – Rosja, Niemcy powinny wywiązać się ze swoich obowiązków sojuszniczych?”) 70 proc. Niemców odpowiedziało: „nein, Niemcy powinny pozostać neutralne”.

Nie widać chętnych do umierania za Narwę, o której Amerykanie nie wiedzą nawet, gdzie się mieści. Jeżeli „cywilizowany świat” tyle lat nie może sobie poradzić z Koreą Północną, to co dopiero z Wielką Rusią? – pyta Piontkowski. Dobre pytanie, dotyczy nie tylko Narwy.

Stchórzą czy nie stchórzą – oto jest pytanie.