Nie wylewać Hartmana z kąpielą

To był dobry weekend dla mediów. Często krytykowane za wszelkie grzechy – pogoń za sensacją, ogłupianie czytelników – tym razem gazety codzienne przyniosły dwie publikacje, na które warto zwrócić uwagę.

Jedna to artykuł „Rzeczpospolitej” na temat ustawy o opodatkowaniu firm działających w rajach podatkowych. Jak ujawniła „RZ”, opóźnienie publikacji tej ustawy w Dzienniku Ustaw może spowodować, że nie wejdzie ona w życie 1 stycznia 2015, a dopiero rok później, co uszczupli budżet państwa o 3 mld zł.

Odkrycie i ujawnienie tej sprawy to sukces gazety, a przy tym i korzyść dla państwa, gdyż – jak zapowiedział minister Szczurek – już w poniedziałek, 6 października, do Sejmu wpłynie wniosek o vacatio legis tej ustawy, dzięki czemu uda się dotrzymać terminu. Dobre i to, ale tym razem „IV władza” pokazała, na czym polega jej kontrolna rola.

Pojawiły się sugestie, że być może za tym opóźnieniem stała jakaś firma działająca w raju podatkowym. „Myślę, że wątpię”, ale odpowiednie służby (prokuratura?) powinny to sprawdzić. Raczej wygląda to na zwykły i karygodny bałagan, indolencję, podobnie jak było z ustawą o „bestiach”.

Druga publikacja rewelacyjna to rozmowa Grzegorza Sroczyńskiego („GW”) z Marcinem Bajką, dyrektorem Biura Gospodarki Nieruchomościami w Warszawie. Dyrektor opisuje bagno, a może lepiej napisać „dżunglę”, jaką jest odzyskiwanie nieruchomości w stolicy przez spadkobierców, a najczęściej przez szemranych biznesmenów i „kuratorów osoby nieznanej z miejsca pobytu”, wspaniałe interesy w majestacie prawa.

Powiedziałbym: „bajeczne interesy”, gdyby to nie brzmiało jak żart z nazwiska dyrektora Bajki. Karygodny brak ustawy o reprywatyzacji, brak jasności i konsekwencji w decyzjach sędziowskich, fikcja, o której wiedzą wszystkie zainteresowane strony, stawianie interesu jednostek ponad interesem społecznym – to wszystko powoduje, że zwracane są budynki, szkoły, boiska szkolne, kawałki placu Defilad itd. Niby wszyscy o tym wiedzą, ale takiego klarownego obrazu tej sprawy dotychczas nie czytałem. I żadnych nadziei na przyszłość. Gorąco polecam, aczkolwiek lektura ponura i nic nie pomoże, bo państwo polskie nie jest w stanie urodzić ustawy o reprywatyzacji.

Z innych spraw: kazirodztwo. Nie wiem, dlaczego prof. Hartman, którego bardzo cenię – za jego znakomitą, odważną i niezależną publicystykę – i pozdrawiam, zdecydował się poruszyć ten temat i powołać się na dyskusje w Niemczech, gdzie Rada Etyki wypowiedziała się za częściową depenalizacją tego zjawiska.

Moim zdaniem nie ma potrzeby naruszania tego tabu, jakim jest kazirodztwo, a jeśli – to w wąskim gronie uczonych specjalistów, a nie dla gawiedzi. Jedno wytłumaczenie jest takie, że profesor szuka wybicia się w polityce poprzez skandale, pragnie ożywić ruch libertynów. Prof. Hartman nie ukrywa, że zamierza działać w polityce, dotychczas idzie mu trudno, ale się nie zraża.

Ja sądzę, że nie tyle odpowiada mu rola skandalisty, ile rola niezależnego intelektualisty we współczesnym, konformistycznym świecie. Janusz Palikot usunął Hartmana z Twojego Ruchu, ponieważ profesor nie pasował mu do najnowszej, bardziej umiarkowanej, proplatformerskiej roli swojej partii. Palikot zakiwał się na śmierć. Wczorajszy kontestator i skandalista usuwa swojego następcę. Mógł się od tej wypowiedzi Hartmana zdystansować bez wyrzucania go za burtę, tym bardziej że profesor jest jednym z twórców Twojego Ruchu.

No, mniejsza o Palikota, ale Uniwersytet Jagielloński nie ma innych zmartwień niż Hartman? Nie zgodził się przyznać doktoratu honoris causa Jose Barroso – przewodniczącemu Komisji Europejskiej – to jeszcze rozumiem, nie chcą tak honorować polityków. Ale stawianie prof. Hartmana przed komisją dyscyplinarną to chyba „wtopa”, jakiej ta uczelnia od dawna nie widziała. Gdzie myśl ludzka ma fruwać swobodnie, jak nie na uniwersytecie?

Moje hasło: nie wylewać Hartmana z kąpielą!