Sądny dzień

Wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego, wiceprzewodniczącego PiS oraz twórcę i byłego szefa CBA, wywołał duże wrażenie. Przyzwyczailiśmy się bowiem, że ekscesy IV RP pozostały bezkarne, prawnie i politycznie nierozliczone. Aż tu nagle…

3 lata pozbawienia wolności i 10-letni zakaz sprawowania rozmaitych urzędów dla znanego z bezkompromisowości naczelnego szeryfa kraju w latach 2005-2009. Wyrok nie jest prawomocny. Na prawicy – oburzenie. „Rządzi sędziowska oligarchia. Nadgorliwość gorsza od faszyzmu”. „To dzień hańby polskiego wymiaru sprawiedliwości. Wstydzę się za polskie państwo” (J. Gowin), „Każda ręka podniesiona na korupcję, zwłaszcza w sądach, zostanie odrąbana”. To tylko kilka tytułów z jednego prawicowego portalu.

Oburzenie na prawicy jest tak wielkie, że sędzia Wojciech Łączewski, a może i pozostali sędziowie tego składu, powinni pomyśleć o ochronie, gdyż jakiś krewki oburzony może zrobić im krzywdę. Wkrótce dowiemy się, że sędzia skazywał w stanie wojennym (choć jest sędzią mniej niż 10 lat), jego rodzice byli w PZPR, a dziadkowie w KPP. Dobiorą mu się do skóry i do rodziny, podobnie jak to było w przypadku sędziego Tuleyi.

Na razie jeszcze w teczce sędziego niczego kompromitującego nie znaleziono – przeciwnie, to on skazał policjanta, który kopał uczestnika Marszu Niepodległości, to on – wbrew prokuraturze – nie pozwolił umorzyć śledztwa w sprawie tak zwanego wątku cywilnego katastrofy smoleńskiej. Na razie żadnych haków na sędziego nie znaleziono, ale poszukiwania trwają…

Sędziowie bowiem zrobili coś strasznego – wydali surowy wyrok za łamanie prawa – w sprawie, która wlecze się od lat i wszyscy się już przyzwyczaili, że Mariuszowi Kamińskiemu włos z głowy nie spadnie, bo jest nieposzlakowany, Donald Tusk pozostawił go na stanowisku jeszcze dwa lata po upadku rządu PiS and Co., jest jak Chodorkowski, jak żołnierze wyklęci, walczył z Kwaśniewskimi, wykrył aferę hazardową, ba – nie wahał się walczyć z korupcją, nawet jeśli mogło to doprowadzić do upadku gabinetu Kaczyńskiego, Leppera i Giertycha.

Po ogłoszeniu wyroku posłanka Beata Kempa królowała w najbardziej oglądanych programach „telewizji głównego nurtu” – TVN i TVP, u Moniki Olejnik i u Tomasza Lisa. Pozbawiona jakoby dostępu do mediów, zakneblowana i sekowana prawica, zdominowała opinię publiczną. Zagłuszyła nawet artykuł prof. Ryszarda Bugaja (w „Rzeczpospolitej”), że SKOK i Agora postąpiły tak samo.

Trudno komentować wyrok, nie będąc prawnikiem, nie znając prawa ani akt sprawy. Jednak komentowanie wyroków sądowych jest powszechne i chyba usprawiedliwione, gdyż wyrok ma przecież być wskazówką dla społeczeństwa.

Ciekawy był komentarz Janusza Kaczmarka, byłego ministra w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, wedle którego Mariusz Kamiński potraktowany został zbyt surowo, podczas gdy na ławie oskarżonych powinni byli zasiąść były zastępca prokuratura generalnego Jerzy Engelking i były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, którzy umożliwiali bezprawne działania CBA.

Idąc tym tropem można dojść do wniosku, że był to sądny dzień byłego premiera i IV RP. Na dodatek Adam Hofman przegrał sprawę w trybie wyborczym z prezydentem Komorowskim, chociaż tylko „zapytał” prof. Nałęcza na wizji w TVN, czy to prawda, że w komitecie honorowym prezydenta jest pewna szemrana postać ze SKOK.

Wniosek: są jeszcze sędziowie w Warszawie. A przed nami zapewne apelacja Mariusza Kamińskiego i kolejne zmagania Temidy z IV RP. Może kiedyś zostanie ukarana prawomocnie.