Swoi i obcy

Nie chcę od razu powiedzieć „nie” prezydentowi Dudzie. W odróżnieniu od tych, którzy już biją na alarm, ja bym jeszcze trochę pożył złudzeniami, poczekał na jego pierwsze decyzje, a nuż – wbrew wielu znakom na niebie i na niemi – okaże się prezydentem wyważonym, ponadpartyjnym, w miarę możności prezydentem nie tylko jednego obozu.

Nie będzie to łatwe, bo trzeba się będzie narażać swoim albo obcym. W przeddzień objęcia urzędu Andrzej Duda budzi ogromne nadzieje wśród swoich i trwogę wśród obcych. Używam słowa „obcych”, ponieważ określenie to zostało wprowadzone do języka politycznego przez prof. Szczerskiego, jednego z najbliższych współpracowników nowego prezydenta.

„Swoi” nie ukrywają entuzjazmu. „Polska wstanie z kolan – obiecuje Andrzej Urbański, były bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego i prezesa w IV RP. „Poprzez wybór Andrzeja Dudy zrealizowany został polityczny cel Powstania Warszawskiego” – stwierdził Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i dowódca sieci jej klubów, docenionej przez prezydenta elekta. „Nareszcie” – głosi wielki tytuł w prawicowym tygodniku.

Nie dziwię się – wygrali na całej linii. Są swoi i swój został prezydentem. Jak rozumieć to, że Polska wstanie z kolan? O jaką Polskę chodzi? O tę rozmodloną, która modli się na kolanach? Chyba to nikomu nie wadzi. Czy o tę poniżoną, płaszczącą się rzekomo przed innymi? Takiej Polski nie ma.

Obcy natomiast nie widzą powodów do radości. Andrzej Żuławski, reżyser filmowy starszego pokolenia, mówi w „Newsweeku”: „W Polsce odradza się faszyzm. Na razie ma na sobie owczą skórkę, ale jak ten nasz narodowosocjalistyczny obóz dojdzie zaraz do władzy, to dopiero dostaniemy w dupę. I bardzo ciężko jest pogodzić się z faktem, że naród wybrał kierunek nacjonalistyczno-religijno-faszystowski. (…) To jest kraj, który jest faszystowski z własnej nieprzymuszonej woli i teraz szuka kogoś, komu by pałą przyłożyć”. Taka diagnoza wydaje mi się przesadna (Polacy mają w sobie duży ładunek wolności i ewentualna dyktatura, nawet aksamitna, się nie utrzyma), aczkolwiek nie wyssana z palca.

Trudno oceniać polityka głównie na podstawie obietnic wyborczych. Cofnięcie wieku emerytalnego może np. okazać się trickiem wyborczym, z którego prezydent wycofa się po wyborach parlamentarnych (oby jak najprędzej!). Pan prezydent, jeszcze jako kandydat w wyborach, wziął np. udział w – nazwijmy to – kombinacji, na mocy której prezes Kaczyński i kilka innych osób zostało schowanych, a Andrzej Duda unikał ostrego języka i drastycznych wypowiedzi. Miało to na celu pozyskanie wyborców centrum i okazało się skuteczne. Do tego stopnia, że obecnie jego radykalni zwolennicy obawiają się, że prezydent Duda będzie tak umiarkowany, za jakiego przedstawiał się w kampanii. Czyli że nowy prezydent i pani premier (jeżeli zostanie wybrana) tak dobrze się poczują w roli umiarkowanych, że sprawią zawód jakobinom.

Nikt do końca nie wie, jaki okaże się ten prezydent, może on nawet sam nie jest pewien, bo wszystko okaże się w praniu. Chyba po raz pierwszy głową państwa polskiego zostaje człowiek, o którym mało jeszcze wiadomo. Jeszcze może nas mile zaskoczyć, jak Barack Obama, a nie jak Viktor Orban.

Poczekajmy na pierwsze słowa i decyzje nowego prezydenta. Nie możemy gwarantować stu dni spokoju, bo czekają nas wybory. Dzisiaj jest jednak czas na gratulacje, a nie na pierwsze strzały. Te oddamy, jeśli prezydent Duda da nam odczuć, że jesteśmy obcy.