Polska w szachu

Rozumiem przerażenie, o którym mówi premier Orbán, choć nie jest to człowiek z mojej bajki.

Problem uchodźców i imigrantów jest tragedią i szansą. W aspekcie międzynarodowym dla państw naszego regionu, członków Unii Europejskiej, nadeszła godzina prawdy. Kiedy sami byliśmy w potrzebie, dostaliśmy miliardy i Europa Zachodnia otworzyła się przed nami, pozwalając milionom imigrantów żyć i pracować u siebie na równi z innymi obywatelami. O przyjmowaniu uchodźców z Polski dawnymi laty nawet nie wspominam.

Teraz, kiedy w potrzebie znalazła się Europa, my odwracamy się do niej plecami, nie akceptując kwot i kładąc nacisk na dobrowolność, przez którą jednak należy rozumieć jak najmniej uchodźców. Pretekstów jest wiele – to nie my mieliśmy kolonie, niech najpierw wykażą się Stany Zjednoczone, które zrzucały demokrację z samolotów na Libię, Irak i spowodowały dzisiejszy chaos, niech się martwi Zachód, który dorobił się na Bliskim Wschodzie i na Afryce.

Argumentacja ta mało kogo przekonuje. Jesteśmy pod silną presją wydarzeń oraz Zachodu, nasza pozycja na arenie międzynarodowej jest zagrożona, klimat wokół Polski i EŚW się pogarsza. Może to zaowocować rewanżem i szantażem: Unia i NATO poprą zabiegi Polski na rzecz naszego bezpieczeństwa, stałych baz i trwałej obecności żołnierzy NATO na naszym terytorium, jeżeli Polska zgodzi się na kwoty imigrantów i uchodźców. Możemy odrzucać szantaż i kwoty, ale nie możemy uniknąć ewentualnych konsekwencji. Jesteśmy w szachu.

W kraju sytuacja jest podobna. Rząd opiera się naciskom Brukseli, ponieważ wie, że większość społeczeństwa (70 proc. według „Rz”) jest przeciwna przyjmowaniu uchodźców. Boimy się obcych, innowierców, terrorystów, boimy się o nasze dzieci i wnuki, miły nam jest swojski spokój, nasza chata z kraja. Prezes Szydło nieustannie powtarza, że „nie stać nas” na większą liczbę przybyszów i oskarża premier Kopacz, że ta coś ukrywa, że podjęła już zobowiązania w imieniu Polski, o których boi się przed wyborami powiedzieć.

Kandydatka PiS na premiera nie ukrywa, że celem tej partii nie jest szersze otwarcie kraju na uchodźców, tylko upadek rządu. A rząd jest między młotem a kowadłem, między Berlinem, Brukselą a wyborcami w Polsce. Im więcej zobowiązań przyjmie rząd, tym bardziej narazi się wyborcom i opozycji („dyktat Zachodu”, otwarcie drogi dla terrorystów i przestępców, zaproszenie do konfliktów religijnych, pozbawianie pracy Polaków). Prezydent Duda milczy, a jego głos byłby teraz potrzebny. Milczy także Piotr Duda, który mógłby pokazać, jak rozumieć „Solidarność” dzisiaj. Jak w takiej sytuacji być „liderem regionu” i liczącym się członkiem Unii Europejskiej?

Problem uchodźców jest na pewno także problemem Polski. Stanie się on dramatyczny, gdy tysiące nieszczęśników pojawią się u naszych bram. Trzeba podjąć drastyczne decyzje praktyczne, nawiązać współpracę z Kościołem, budować ośrodki, zapewnić fundusze (część otrzymamy z Brukseli), a także polityczne: zadeklarować i przyjąć dobrowolnie tylu uchodźców i imigrantów, żeby zachować się poważnie, przyzwoicie, nie ośmieszać naszego kraju i żeby nie było nam wstyd.

Od tego w dużym stopniu zależeć będzie pozycja i reputacja Polski.