Kosztowne porachunki

Na każdym kroku powtarzamy, że jesteśmy częścią Zachodu. Ale gdy rząd, mając do wyboru Europę Zachodnią i Grupę Wyszehradzką, wybrał tę pierwszą, posypały się oskarżenia o zdradę. Moim zdaniem – niesłuszne.

W krótkiej perspektywie łatwiej by było pokazać Europie i uchodźcom-imigrantom figę. Nie brać sobie tego kłopotu na głowę. Bo nie łudźmy się – kłopoty będą. Ale będą też korzyści.

W dłuższej perspektywie odmowa przyjęcia imigrantów z Afganistanu, Erytrei i Syrii skutkowałaby osłabieniem pozycji naszego kraju w Unii Europejskiej i na Zachodzie.

Z jednej strony stawiamy Polskę za wzór solidarności, tolerancji wobec mniejszości (wbrew rozmaitym Grossom) i męstwa, które zostanie uczczone łukiem triumfalnym w stolicy. A z drugiej – dalibyśmy przykład egoizmu, sobkostwa, niechęci do obcych w potrzebie. Tym razem Polska musiała wybierać i wybrała dobrze. Nie będzie musiała się wstydzić. Jeżeli Grupa Wyszehradzka cokolwiek znaczy, to decyzję Polski przetrwa, gdyż nie zagraża ona interesom pozostałych członków. Inne kraje członkowskie, umizgując się do Moskwy, uzasadniały to swoim interesem narodowym. A czy Polska nie ma swoich interesów? W sprawie uchodźców rachunek „za” przeważał.

Kompromituje nas natomiast kolejna odsłona wojny na górze. Prezydent Duda popełnia błąd, ignorując i poniżając premiera. Początkowo wyglądało to na kolejny chwyt w kampanii wyborczej PiS, ale im bardziej zaostrzył się kryzys uchodźców, tym bardziej brak rozmowy prezydenta z rządem był i jest szkodliwy.

Co z tego, że pan prezydent zagra pani premier na nosie, zapraszając wybranych ministrów, jeśli skutek jest taki, że głowa państwa, mająca wiele do powiedzenia w sprawach polityki zagranicznej, odsuwa się w ten sposób od jednego z najważniejszych kryzysów od lat i ustami swojego ministra dystansuje się od stanowiska rządu.

Teraz widać, jak potrzebna jest bliska współpraca rząd – prezydent, o którą premier Kopacz się upominała. W tak ważnych sprawach Polska powinna przemawiać jednym głosem. To jest dla Polski większy problem niż zdrada, jakiej się rzekomo dopuściła.