Dziś debata – jutro odpowiedź

Dziś debata Ewa Kopacz – Beata Szydło. Zaryzykuję, że nieznacznie przeważy pani premier, ale nie będzie to miało większego wpływu na wynik wyborów.

Nie należy jednak debaty lekceważyć, gdyż liczy się nie tylko to, kto wygra wybory, ale i jaką uzyska przewagę, czy zdoła rządzić samodzielnie (oby nie!). Dlatego debata jest jednak ważna.

Nie spodziewam się zbyt wiele, gdyż żadna z pań nie jest polityczką tej miary co Tusk i Kaczyński. Beata Szydło przypomina mi trochę gorsze wydanie prezydenta Dudy – inteligentna, bystra, opanowana, trochę sztywna, ostrożna, obliczalna, posłuszna, przygotowana do odpowiedzi lub uniku, żadna jej fraza nie utkwiła mi jednak w pamięci, żadne potknięcie również.

Ewa Kopacz jest bardziej energiczna, przekonana do tego, co mówi, spontaniczna, ale też bardziej wystawiona na ciosy, gdyż dźwiga bagaż ośmiu lat rządu i trudno jej będzie unikać nieustannego ostrzału, nie może też kapitalizować niezadowolenia, choćby z powodu stanu służby zdrowia, górnictwa czy też zagrożenia, jakie znaczna część społeczeństwa czuje z powodu uchodźców.

Warto odnotować wywiad prezydenta Dudy dla TVN w osobie red. Rymanowskiego. Po pierwsze, już sam fakt, że prezydent udzielił wywiadu TVN – stacji, którą PiS i media prawicowe odsądzają od czci wiary – jest nie bez znaczenia. Przecież jeszcze kilka tygodni temu panowie Czabański (kandydat PiS na posła) i spółka wystosowali list do nowych nabywców TVN, żeby uświadomić Amerykanów, jakie świństwo kupili. Warto docenić gest prezydenta. Nie dziwi też, że wybrał red. Rymanowskiego.

Co się tyczy meritum rozmowy, to zwraca uwagę ostrożność prezydenta w takich sprawach jak np. ta, czy opublikuje załącznik do raportu o likwidacji WSI. Tu Andrzej Duda wyraźnie dystansuje się od Macierewicza, który zapowiadał, że prezydent opublikuje ten dokument kilka tygodni po wyborach. Prezydent Duda starannie dobiera słowa i zachował sobie decyzję w tej sprawie, bez jej przesądzania.

W niektórych sprawach, np. jedności Grupy Wyszehradzkiej, prezydent wyraźnie kluczył. Dystansował się od decyzji rządu polskiego w sprawie przyjmowania określonej liczby uchodźców, ale nie powiedział zdecydowanie „nie”. Dociśnięty, że nawet gdyby Polska była jednomyślna z pozostałymi członkami grupy, to i tak nie mielibyśmy większości w Unii, odpowiada nijak, czyli że należy „negocjować”. To samo w sprawie ewentualnej budowy drugiej nitki Gazociągu Północnego – możemy się zżymać, ale jakie mamy w tych sprawach narzędzia? „Możemy negocjować”. W takich sprawach jak skrócenie wieku emerytalnego prezydent odszedł od pierwotnych obietnic, ale nie zamknął sprawy. Skarżył się, że od pierwszego dnia sprawowania urzędu jest atakowany. Pamiętamy jednak, że to jest nic w porównaniu z atakami na jego dwóch poprzedników.

Tam, gdzie prezydent może – sam nie okazuje zmiłowania, np. w sprawie antyków zaginionych (ukradzionych?) z Kancelarii, wyraźnie wskazał na zaniedbanie ze strony byłych urzędników prezydenta Komorowskiego.

Wyraźnie także powtórzył, jakiego pragnie wyniku wyborów – takiego, który zapewni spokój, czyli rządu PiS – samego lub z koalicjantem. Trudno się dziwić – prezydent nie ukrywa swoich sympatii i korzeni. Trudno, żeby zachęcał do głosowania na Platformę, na partie mniejsze lub na koalicję kordonową, które by osłabiły jego pozycję.

Ciąg dalszy kampanii w poniedziałek wieczorem.

PS NeferNefer: zachęcam do powrotu na bloga, proszę się nie zniechęcać cudzą nadpobudliwością.