Krajobraz po bitwie

Ponad tysiąc komentarzy w czasie kilku dni na tym blogu świadczy, że panuje stan podwyższonej aktywności politycznej. Trudno się dziwić, nieszczęście goni nieszczęście. Ograniczę się do sceny krajowej.

Prawo i Sprawiedliwość – bez jednego wystrzału, metodami pokojowymi i demokratycznymi (tym razem nie słychać, że wybory były sfałszowane) – nie tylko zdobyło pełnię władzy, ale natychmiast przystąpiło do jej konsumpcji.

To jest partia, która się nie ociąga. Najpierw przez osiem lat, per fas et nefas, walczyła o powrót do władzy, a gdy zwyciężyła, nie czekając na utworzenie i zaprzysiężenie swojego rządu, natychmiast, z biegu, bez przystanku dla złapania tchu, zabrała się do przekreślania swoich obietnic.

Jeszcze kilka miesięcy temu kandydat Andrzej Duda obiecywał, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, a słowo „zgoda” odmieniał przez wszystkie przypadki. Gdy został wybrany – zignorował premier polskiego rządu, odmawiając jej spotkania („niech się najpierw zweryfikuje w wyborach” – kpili politycy PiS), a następnie – będąc głową państwa, na oficjalnej uroczystości – wygłosił pean na cześć swojego mocodawcy, prezesa Kaczyńskiego.

Ojciec chrzestny obozu rządzącego też się nie ociąga. Zamiast swojej obietnicy, że w nowej, wyzwolonej Polsce, będzie obowiązywał szacunek dla opozycji (!), opozycja dostaje kopniaka za kopniakiem. Prezydium Sejmu? – za małe, żeby pomieściło przedstawicieli wszystkich klubów poselskich. Trybunał Konstytucyjny? – za ciasny, żeby zmieścić wszystkich pięciu nowo wybranych sędziów, w tym dwóch bezsensownie wciśniętych w drodze manipulacji przez Platformę i PSL. Prezes Trybunału? – nie powinien pozostawać na stanowisku bez końca, pociągniemy cugle i wprowadzimy kadencyjność. Kadencyjność? – owszem, ale tylko tam, gdzie nam służy, np. na stanowisku przewodniczącego sejmowej komisji do spraw służb specjalnych półroczną rotację skończymy i zamiast tego posadzimy tam naszego człowieka na lata.

I tak punkt po punkcie władza realizuje swoje plany, czasami zgodnie, a czasami wbrew swoim zapowiedziom. Nie brak przy tym pychy i arogancji, jak choćby „powołanie” premiera i rządu, jeszcze zanim prezydent powierzył tę misję kandydatce zwycięskiej partii. Nie byle jakie dowody arogancji daje przyszły minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Zapytany, czy planuje zmiany na stanowiskach ambasadorów, elegancko odpowiedział, że „nie ma świętych krów”. Wypowiedzi przedstawicieli władz w sprawie uchodźców są sprzeczne: przyjmiemy – nie przyjmiemy – tylko uchodźców niezarejestrowanych w innych krajach etc.

Przedstawicieli nowych władz energia aż rozsadza, podczas gdy opozycja liże rany, a to może nie wystarczyć. Platforma jest w szoku, zapaści, podzielona, zajęta walką o władzę w partii, przy czym nazwiska, jakie już są na giełdzie kandydatów (Budka, Neumann, Schetyna), nie budzą żadnych skojarzeń programowych, wyłącznie personalne – jeden młody, drugi świeży, trzeci sprawdzony i doświadczony, ale raczej w szatni niż na boisku.

Przyszłość Platformy jako fundamentu opozycji jest pod znakiem zapytania. Debaty politycznej w partii nie słychać. Ani o przyczynach klęski, ani o tym, jak stanąć na nogach. Jest to dogodna sytuacja dla .Nowoczesnej Ryszarda Petru, ale mała to nadzieja dla przegranej części wyborców.

Autorytety, jak np. prof. Ewa Łętowska czy prof. Andrzej Zoll, ostrzegają – ale nie istnieje organizm ani mechanizm, który nadałby tym ostrzeżeniom charakter akcji politycznej. Pokonanym zagraża poczucie rozgoryczenia, apatii i bezsilności, tym mocniejsze, że brak im przywódcy. Pełna dekompozycja, brak postaci zdolnej porwać za sobą innych. To musi potrwać, a tymczasem władza nie zostawia ani chwili wytchnienia, zagarniając łupy wojenne…

Zaproszenie
Prof. Adam Daniel ROTFELD, prosto po błyskawicznej podróży Moskwa–Waszyngton–Paryż, będzie naszym gościem w Radiu TOK FM we wtorek, 17 listopada, o godz. 20.05. Do usłyszenia!