Prezes władzy i opozycji

Demonstracja w obronie demokracji 12 grudnia (KOD, Nowoczesna, Platforma etc.) zaskoczyła przede wszystkim wysoką frekwencją.

Jeszcze w przeddzień wiecu i pochodu uważano, że jeśli przyjdzie kilka tysięcy ludzi – to będzie dobrze, a 10 tys. – to byłby sukces.

Przyszło znacznie więcej, więc pod względem frekwencji niewątpliwe osiągnięcie. Tym większe, że był to debiut, do pewnego stopnia improwizacja, w odróżnieniu od PiS, który ma dużą wprawę i doświadczenie (oraz fundusze) w organizacji zgromadzeń ulicznych, nie mówiąc o doświadczonych mówcach (z prezesem na czele) i artystach.

W demonstracji „demokratycznej” 12 grudnia dominowało miłe zaskoczenie, że uczestników było tak wielu, co na pewno doda im sił. Panował dobry humor, bardziej niż złość i gniew, które przeważały nazajutrz, w marszu PiS.

Ale na długą metę potrzebna jest konsolidacja rozdrobnionej dziś opozycji, na czele z niemrawą Platformą, zajętą sobą, oraz podzielonej lewicy. Jeżeli liderzy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej będą umieli się dogadać w sprawie dalszych działań, to sukces 12 grudnia 2015 nie zostanie zmarnowany. Wiele zależy od przyszłości KOD. Ale znając niską skłonność do współpracy, trudno o duży optymizm.

Nazajutrz, 13 grudnia, Prawo i Sprawiedliwość nie miało problemów z frekwencją. Niestety, pod względem programowym było dramatycznie. Główny mówca, prezes Kaczyński, ale i inni – Andrzej Gwiazda, Tomasz Sakiewicz – całkowicie odrzucili język Zjednoczonej Prawicy sprzed miesiąca–dwóch, z czasów kampanii wyborczej. Wtedy dominował ton pojednawczy – dialog, współpraca, wspólnota i inne frazesy, które miały przyciągnąć więcej wyborców. 13 grudnia, w rocznicę stanu wojennego i w trakcie konfliktu o Trybunał Konstytucyjny, prawica sięgnęła po ostry język walki i konfrontacji.

Mówi o „genie zdrady narodowej”, o resortowych dzieciach, które opanowały Trybunał, o potrzebie zmiany Trybunału na lepszy, który nie będzie hamował przemian, bo ten obecny nie chce dopuścić do tego, żebyśmy zarabiali więcej, żeby osoby powyżej 75 lat otrzymywały leki za darmo, nie dopuściłby także do dodatku 500+ itd.

Z przemówienia Kaczyńskiego jasno wynika, że błąd Platformy (wybór 2 sędziów TK „na zapas”) był tylko pretekstem, ponieważ w logice prezesa Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie jest ostatnią redutą III RP. W przyszłości wyroki ma ferować suweren, który wygrał wybory i jasno pokazał, czego chce. Prawo ma być stanowione przez lud i dla ludu, a nie przez wąską elitę – przynajmniej tak twierdzi prezes i jego ludzie.

W przemówieniach i klimacie wiecu oraz demonstracji PiS przewijały się dwa wątki: demokratyczne wybory uzasadniają wszelkie działania władzy, bo ona ma mandat, walka o demokrację w Polsce jeszcze się nie skończyła, walka trwa, jest ona kontynuacją „Solidarności”, stanu wojennego, 1989 roku, lat 2005-2007.

Wątek drugi – ojczyzna jest w niebezpieczeństwie, zagraża jej „banda kolesiów” w administracji, obecne prawo jest „postkomunistyczne”, rządzą spadkobiercy Bermana, Minca i (koniecznie!) Stefana Michnika.
Mimo że Prawo i Sprawiedliwość rządzi niepodzielnie i ma w rękach władzę ustawodawczą oraz wykonawczą, manifestacja przebiegała jak dawniej w klimacie walki, buntu, protestu, wyglądała jak marsz opozycji, na czele której stoi prezes PiS.

Jarosław Kaczyński występuje dziś w dwóch rolach – najwyższej władzy oraz lidera opozycji. Nabiera w żagle zarówno wiatr buntu, jak i powiewy zadowolenia, że oto mamy prezydenta i rząd prawicy.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby pozwolono im rządzić. A kto nie pozwala – wiadomo: najgorszy sort Polaków, resortowe dzieci, media, zagranica, banda kolesiów. Prezes apelował, żeby ich wskazywać palcem, co niewątpliwie nastąpi.