Z szafy Kiszczaka

Instytut Pamięci Narodowej opublikował mój list do generała Kiszczaka z 1984 roku. Poniżej treść listu:

„Daniel Passent, Warszawa, 29 X 1984

Szanowny Panie Generale!

W tych trudnych dla kraju i Pana osobiście dniach ośmielam się napisać kilka słów, by dać dowód pamięci i poparcia dla linii, którą Pan realizuje. Z uwagą wysłuchałem Pańskiego przemówienia w telewizji. Ponieważ kiedyś dzieliłem się przy innej okazji uwagami krytycznymi, tym razem muszę stwierdzić, ze było to dobre przemówienie w znacznie trudniejszej sytuacji. Jako zwyczajny słuchacz pragnę podzielić się tylko kilkoma uwagami, które być może przydadzą się w przyszłości.

Sądzę, że we właściwym czasie /ale nie za późno, póki żelazo gorące/ warto publicznie /np. na Plenum albo w wywiadzie prasowym/ zadać sobie pytanie: Jak to mogło się stać, ze w resorcie, w którym jest tak szczegółowy dobór kadr, tak wysokie upartyjnienie etc. – mogło dojść do takiego zwyrodnienia kilku pracowników?

Po drugie, a to uważam za najważniejsze – czy możemy uważać uprowadzenie ks. Popiełuszki za akt CAŁKOWICIE izolowany? Niestety nie. Opinia publiczna nie zna wszystkich szczegółów każdego faktu, nadto nie ma zaufania do wersji oficjalnej /przynajmniej nie ma go część społeczeństwa/, wobec tego rozpatruje to porwanie jako dalszy ciąg Bydgoszczy, Nowej Huty, Bartoszcze, Przemyka etc. Sądzę, że gdybyśmy wtedy byli bardziej stanowczy – dziś byłoby łatwiej o poparcie społeczne. Zdaję sobie sprawę, ze wówczas, np. w okresie Bydgoszczy, nie było łatwo o stanowczość. W sprawie Przemyka sądzę, że popełniono błąd, zapewniając milicjantom bezkarność. Działało to demoralizująco na osobników w rodzaju Grzegorza Piotrowskiego.

Fakty te nadwerężały zaufanie społeczeństwa, którego dojrzałość jest dziś tak potrzebna, żeby rozprawić się z organizatorami prowokacji. Jest bowiem jasne, że jeżeli awanturnicy z opozycji będą mogli poderwać ludzi do walki z władzą socjalistyczną, to Grzegorze Piotrowscy znów poczują się niezbędni i nie będzie można walczyć z nimi, gdyż walczyć na dwa fronty jest trudno. /Choć ma to tez swoje zalety./

Nie chcę zajmować Panu dużo czasu, być może kiedyś nadarzy się sposobna chwila do rozmowy. Pragnę tylko dodać, że 1) sprawa partyjnego i społecznego nadzoru nad wojskiem i MSW wymaga rozpatrzenia, 2) z punktu widzenia telewidzów w niektórych krajach Interwizji Pańskie wystąpienie, Ministra Spraw Wewnętrznych, który tłumaczy resort przed społeczeństwem – byłoby wielkim szokiem. Zwłaszcza że po tym pokazano western amerykański i jazz do 2 w nocy. Jest wiec czego bronić.

Pragnę Pana zapewnić o poparciu i mojej pamięci
Proszę przyjąć wyrazy szacunku
Daniel Passent”.

Chociaż kopii tego listu nie posiadam, to jest on autentyczny. Sądzę, że gen. Kiszczak (którego osobiście nie znałem) go zachował, ponieważ w owym czasie był to wyjątek, żeby ktoś, kto pracował w prasie oficjalnej, obok słów poparcia dla władz zdobył się na ich krytykę i to w sprawach tak drastycznych jak porwania i morderstwa popełnione przez funkcjonariuszy.

W owym czasie sądziłem, że w najwyższych władzach istnieje podział na zwolenników konfrontacji (np. gen. Milewski) i zwolenników porozumienia (Kiszczak). List był świadectwem trwogi, że aparat bezpieczeństwa zrywa się z łańcucha, popełnia kolejne zbrodnie, mordercy w mundurach pozostają bezkarni, a przepaść pomiędzy społeczeństwem i władzą się pogłębia. Domagałem się nadzoru partyjnego i społecznego nad wojskiem i MSW.

Uważałem za swój obowiązek odciąć się, choćby listownie, od oficjalnej wersji w sprawie kolejnych aktów terroru władzy. Reszta, to znaczy wyrazy poparcia dla ówczesnej linii, zagrożonej przez partyjny beton i przez zwolenników konfrontacji po stronie opozycji, wynikała z moich ówczesnych poglądów. Dzisiaj, po ponad 30 latach, inaczej rozłożyłbym akcenty.

To tyle na temat listu. Pozostaje jeszcze pytanie, czy IPN może publikować cokolwiek, co skonfiskuje w czasie rewizji, w tym także prywatne listy osób prywatnych i żyjących, niemające nic wspólnego ze sprawą „Bolka”. Ponieważ przeszukania będą się raczej mnożyć niż należeć do rzadkości, ciekaw jestem, co na ten temat mówi prawo i dobre obyczaje.