Gesty się liczą

Nareszcie jakiś inny głos w sprawie naszego stosunku do uchodźców. Warto zwrócić uwagę na artykuł Jerzego Haszczyńskiego, „Nieczuły jak Polak” („Rz.”, 30 marca).

„Totalny sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców na długo zaszkodzi wizerunkowi naszego kraju – ostrzega publicysta. – Polska nie wyciąga lekcji z trudnej walki z kłamliwym określeniem »polskie obozy«”.

Nie jest intencją publicysty porównywanie dzisiejszej sytuacji uchodźców do sytuacji Żydów w III Rzeszy, ale „stosunek do tragedii uchodźców zaczyna odgrywać podobną rolę jak stosunek do tragedii Żydów. Kształtuje oceny moralne jednych narodów wobec drugich”. Zdaniem Haszczyńskiego nasza obecna polityka imigracyjna przyczyni się do negatywnego stereotypu Polaków. „Nasze dzieci, wnuki i prawnuki, słysząc zagraniczne opinie o polskim podejściu do uchodźców w II dekadzie XXI wieku, będą czuły to co my, gdy czytamy o kolejnym użyciu określenia »polskie obozy« – wściekłość i bezradność. Z tym że polskich obozów nie było (…) natomiast sprzeciw wobec przyjmowania jakichkolwiek uchodźców jest prawdziwy”.

Zdaniem autora kiedy Zachód nagle otworzył się na imigrantów (choć obecnie znów się zamyka), ukształtował się podział na dobrych i na złych. „Polska pod rządami PiS jeszcze go utrwala. Wciąż jesteśmy pierwsi na froncie antyimigracyjnym i ciągle głośno o tym informujemy”.

Głośno mówimy, że nikogo nie przyjmiemy. To poszło w świat, trafiło do mediów światowych, które nie zauważyły otwarcia Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów.

Haszczyński twierdzi, że „w obnoszącym się ze swoim katolicyzmem kraju” takie stanowisko musi dziwić. Należało wykonać symboliczny gest wobec najbardziej potrzebujących uchodźców. „Właśnie gest, bo z pomocą wszystkim potrzebującym nie da sobie rady nawet Angela Merkel”. Brak gestu, a w dodatku głośne deklaracje na „nie”, to błędy polityki rządu Szydło. Zdaniem publicysty zmarnowana została okazja wykazania gestu, a ponadto przydałoby się więcej finezji w deklaracjach, w takich sprawach „milczenie jest złotem”, politycy innych krajów zazwyczaj grają rolę zatroskanych, kluczą, są nieprecyzyjni, wyrażają gotowość, podczas gdy z Polski płynie jednoznaczne „nie”. Zatroskanie niewiele kosztuje, ale jego brak będzie kosztowny – kończy Haszczyński.

Podzielam jego stanowisko. Natychmiastowy odruch, gest poszedłby w świat, jego spełnienie leżałoby w granicach możliwości naszego kraju. Polski rząd kieruje się w tej sprawie jedynie względami polityki wewnętrznej, nie chciał wykonać kroku wbrew polskiej opinii publicznej (ponad 70 proc. przeciw przyjęciu uchodźców). A przecież czasami trzeba iść pod prąd. Krok taki miałby wpływ na opinię o naszym kraju. Ale skoro milczy nawet Kościół, zajęty dobijaniem praw kobiet, nie dziwmy się, że stereotypy są żywotne i trudne do zwalczenia.

Oczywiście, natychmiast rozlegną się (i już się rozległy…) głosy, że jeżeli ktoś jest za uchodźcami, to niech ich przyjmie do siebie, do domu, ale wiadomo, że gest – choćby tysiąc uchodźców – nie oznaczałby, że polskie państwo nie potrafiłoby sobie z tym poradzić. W porównaniu z akcją 500+ byłaby to kropla w morzu.

Gesty w polityce się liczą. Po ustanowieniu dyktatury Pinocheta w Chile Włochy wysłały tam samolot, by ewakuować swoich obywateli oraz uchodźców chilijskich, którzy schronili się na terenie ambasady włoskiej. Na pokładzie tego samolotu znajdował się ówczesny minister spraw zagranicznych Włoch. To był właśnie gest. Wśród ewakuowanych uchodźców była studentka prawa, Clara Szczaranski, która po latach została przewodniczącą Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Dobrze zapamiętała gest włoskiego ministra. Sama o tym opowiadała. Gesty się liczą.