Savoir-vivre gwizdania

Obejrzałem i wysłuchałem wczoraj przemówienia prezydenta Baracka Obamy na dorocznej uroczystości koncernu medialnego „Time”. Było to ósme, ostatnie, pożegnalne przemówienie odchodzącego prezydenta. Nie żaden referat programowy, tylko wystąpienie okolicznościowe, raczej bankietowe niż polityczne.

Panie i panowie w strojach wieczorowych, przy stolikach bankietowych, to byli przede wszystkim demokraci, ludzie kultury, sztuki, mediów i polityki, byli także Republikanie. Ponieważ przemówienie nie było programowe, słuchając prezydenta, byłem skupiony przede wszystkim na formie.

Tekst (prezydent czytał z kartki i z promptera) był znakomicie napisany. Z jednej strony miał swoją wagę merytoryczną (stosunki media – władza, rola wolnych mediów w demokracji, trudna sytuacja ekonomiczna mediów), z drugiej strony skrzył się od dowcipów, żartów, drobnych, ale utrzymanych w dobrym tonie złośliwości, czy to pod adresem Donalda Trumpa, czy też własnej małżonki Michelle i wreszcie pod adresem własnym.

Całość wygłoszona z ogromną swobodą, przez człowieka obdarzonego urokiem osobistym, bez kompleksów, który potrafi żartować nawet z własnego koloru skóry czy też z bazy Guantanamo (która raczej do śmiechu nie jest). Obama był też znakomicie przygotowany, wziął udział w rejestrowaniu zabawnych scenek filmowych (skeczy?), które wyświetlono podczas przemówienia.

Wiem, że Obama ma wielu przeciwników, spotykam Amerykanów, którzy uważają go za najgorszego prezydenta USA, ale ja do nich nie należę. Może dlatego, że Barack Obama tak góruje nad dwoma ostatnimi prezydentami Polski, Komorowskim i Dudą (o tragicznie zmarłym Lechu Kaczyńskim nie chcę w tym kontekście wspominać), że obaj panowie, a zwłaszcza prezydent Duda powinni koniecznie zapoznać się z tym wystąpieniem prezydenta USA. Apeluję do pana Marka Magierowskiego, dyrektora do spraw komunikacji w Kancelarii Prezydenta RP, by zorganizował Pierwszej Parze odpowiedni pokaz. Będą mieli przyjemność, a może i inną korzyść.

Podczas kiedy Duda jest chodzącym patosem, Obama na ogół jest na luzie. Częściowo wynika to z amerykańskiego stylu bycia. Kiedy przed laty wszedłem do Owalnego Gabinetu przeprowadzić wywiad z ówczesnym prezydentem, George’em Bushem, ten zwrócił się do mnie per „hi, Daniel”. Częściowo ten styl jest także zasługą Obamy. Nie jest to człowiek, którego chciałbym wygwizdać. Ciekawe, co o tym napiszą blogowicze, zwłaszcza z USA. Ktokolwiek wygra najbliższe wybory – Hillary czy Donald – przynajmniej część Amerykanów będzie tęskniła do Obamy.

Mniej więcej w tym czasie, kiedy w Waszyngtonie przemawiał Obama, w Warszawie prezydent Duda został wygwizdany przez część (podobno znaczną) kibiców obecnych na Stadionie Narodowym podczas finału Pucharu Polski. Na stadionie panował zresztą chaos i chamstwo, kibice rzucali race, organizatorzy się skompromitowali, stadion spowity był dymem. Przy innej okazji napiszę, co myślę o piłce nożnej i o kibolach. Tutaj chciałbym podać savoir-vivre gwizdania.

Pod żadnym pozorem nie wolno gwizdać na cmentarzach, w kościołach i na uroczystościach pogrzebowych – co, niestety, miała w zwyczaju prawica, oklaskując na Powązkach p. Macierewicza i gwiżdżąc na Bartoszewskiego czy Gronkiewicz-Waltz.

Nie podoba mi się także gwizdanie w Filharmonii, co niedawno miało miejsce wobec ministra Kultury i wicepremiera Glińskiego. Nie żebym był zwolennikiem tego ostatniego, wręcz przeciwnie, ale jestem zwolennikiem Filharmonii Narodowej jako swojego rodzaju sanktuarium kultury. Afronty można czynić, ale np. na ulicy, demonstrując przed wejściem do Filharmonii, teatru czy nawet kościoła. Oddzielny rozdział stanowi savoir-vivre stadionowy.

Na stadionie wolno dużo więcej, ale też nie wszystko. Nie wolno wygwizdywać cudzego hymnu narodowego. Poza tym wolno wygwizdywać wszystkich poza prezydentami i głowami koronowanymi innych państw. Co do gwizdania pod adresem głowy własnego państwa, to pozostawiam to do decyzji indywidualnej. Ja bym nie gwizdał, tylko wstrzymał się od oklasków. Powitałbym prezydenta z szacunkiem, przez powstanie, ale w milczeniu. No, chyba żeby to był Barack Obama czy prezydent RFN Gauck. No, ale takiego nie mamy.