Coś nareszcie pali się!

„Pożar! Pożar! Coś nareszcie pali się!”. W Studenckim Teatrze Satyryków w 1958 roku śpiewano „Strażackiego walca” Agnieszki Osieckiej (muzyka Stanisław Młynarczyk i Edward Pałłasz). Dzisiaj partię strażaka śpiewa premier Beata Szydło, która zgasiła Witolda Waszczykowskiego.

„Wezwała” – jak mówi – a nie „poprosiła do siebie” swojego ministra dyplomacji i zbeształa go za niemądre i szkodliwe (nie tylko dla PiS, ale w ogóle dla Polski) komentarze na temat czarnych protestów, jakie ogarnęły nasz kraj. „Niech się bawią…”, problem chyba tylko w „Gazecie Wyborczej”… i tym podobne brednie ministra mocno zaszkodziły Prawu i Sprawiedliwości, które jest zaskoczone skalą protestów.

Fakt, że większość sejmowa odrzuciła obywatelski, liberalny projekt ustawy aborcyjnej, a do pracy w komisji skierowała fundamentalistyczny projekt prawicy, zaskoczył polityków PiS. Partia rządząca chwaliła się bowiem, że w odróżnieniu od wrednej Platformy ona nie wyrzuca projektów obywatelskich do kosza (prezes Kaczyński głosował zgodnie z linią partii).

Gdy okazało się, że już na pierwszym etapie utrącono projekt liberalny, zwolennicy równouprawnienia i przeciwnicy całkowitego zakazu aborcji wstali z kolan, zerwali (może lepiej „zerwały”) się do walki, w ciągu kilku dni zorganizowali czarne marsze i protesty, z których jeden dotarł nawet na ulice Nowogrodzką, przed siedzibę władz PiS. Protest, wymierzony w ekstremalnie radykalny projekt ustawy, siłą rzeczy obrócił się przeciwko największej partii w Sejmie, i to partii konserwatywnej.

Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie i politycy PiS (ci mądrzejsi od Waszczykowskiego) rzucili się do gaszenia. Adam Bielan już 3 października zapewniał, że w tej wersji projekt na pewno nie zostanie przyjęty przez Sejm. Prezes zlecił swojej ekipie opracowanie nowego, bardziej „kompromisowego” projektu ustawy, a premier Szydło ustawiła do pionu ministra Waszczykowskiego. Ten bowiem sądził, że wszystko jest po staremu i można poniżać adwersarzy, tak jak Timmermansa, Komisję Wenecką, „komunistów i złodziei”.

Tymczasem na konferencji prasowej premier gasiła pożar: zapewniła, że rząd nie pracuje nad żadną zmianą ustawy aborcyjnej, liberalny projekt obywatelski został odrzucony z inicjatywy PSL, i to przez wszystkie kluby poselskie, a w ogóle to Szydło wezwała do studzenia atmosfery, nie wzniecania namiętności. Nic dziwnego – nastroje w tej sprawie skierowane są przeciwko PiS oraz rządowi, trzeba je więc je studzić.

Być może dla odwrócenia uwagi od czarnego protestu prezes Kaczyński w wywiadzie dla „Polska The Times” wrzucił kolejny temat. Jego zdaniem rząd nie powinien poprzeć kandydatury Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Druga kadencja byłaby „ryzykowna” ze względu na rozmaite śledztwa i dochodzenia, które mogą dotknąć byłego premiera, przewodniczącego Rady. Polska nie może tej kandydatury zawetować, więc teoretycznie Tusk może zostać wybrany, ale bez wsparcia ze strony swojego kraju, co byłoby zdumiewające.

Tak czy owak rzuca to złe światło na nasz kraj, który w oczach Europy przenosi swoje podziały na cały kontynent. No, ale może o to właśnie chodzi, żeby w Polsce nieustannie coś się paliło.

„Lewica została obudzona” – pisze Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. Ciekawe, czy lewica zauważy, że coś nareszcie pali się, czy znów pogrąży się w letargu.