Castro odchodzi – Trump nadchodzi

Śmierć Fidela Castro minęła w Polsce bez wrażenia. Że Castro był jedną z największych postaci XX wieku, to mało kogo wzrusza, ważniejsze jest, czy wicepremier Gliński przejrzał na oczy, oglądając Wiadomości TVP, czy też po prostu zdenerwował się, że dziennikarz publicznej zaczepił jego żonę, a więc pośrednio jego samego. Niestety, jesteśmy krajem prowincjonalnym, zachodnia półkula mało kogo obchodzi. Media dobrze wiedzą, że sprawy międzynarodowe niewielu w Polsce interesują. Nie słychać, by na temat kubańskiego rewolucjonisty i dyktatora wypowiadały się autorytety – politycy, historycy, dyplomaci, pisarze, publicyści…

W osobie Fidela Castro świat żegna się z XX wiekiem – czytamy w hiszpańskim „El Pais”. Z jednej strony – rewolucja. Fidel, zanim jeszcze obalił kubańskiego dyktatora Batistę, brał udział w próbie obalenia dyktatury w Republice Dominikańskiej. Jako młody buntownik wypowiedział przed sądem na Kubie słynne zdanie: „Historia mnie rozgrzeszy”.

Castro był bez wątpienia człowiekiem wielkim, najważniejszym politykiem Ameryki Łacińskiej od połowy XX wieku. Był przywódcą o dwóch twarzach. Z jednej strony odważny marzyciel, wizjoner, charyzmatyczny „el comandante”, romantyk, trybun rewolucji, który rzuca wyzwanie nie tylko dyktaturze w swoim kraju, a następnie w swoim regionie, ale także podważa całkowitą i niekwestionowaną dominację Stanów Zjednoczonych na zachodniej półkuli, realizowaną w ramach tzw. Doktryny Monroe.

Z drugiej strony – żądny władzy dyktator, narcyz, megaloman, który przemawia godzinami, zna się na wszystkim, rujnuje najbogatszą wyspę, prześladuje opozycję, w czasie Zimnej Wojny uzależnia swój kraj od ZSRR i wspólnie z Chruszczowem (1962) doprowadzają świat na skraj wojny jądrowej.

Z jednej strony – legenda, człowiek wrażliwy na biedę i niesprawiedliwość społeczną, przyjaciel artystów i pisarzy, takich jak Vargas Llosa (jego późniejszy krytyk) czy Garcia Marquez – wierny do końca.

Z drugiej strony – polityk zdecydowanie antyamerykański, ryzykant, nieodpowiedzialny strateg, który eksportuje rewolucję, wysyła armię kubańską do Afryki i czynnie wspiera lewicową partyzantkę na świecie.

Wiele już książek napisano o Fidelu i wiele jeszcze powstanie. Na pewno dla jednych będzie idolem, bohaterem, w tym bohaterem narodowym, największym od czasu Jose Marti. Człowiekiem niepokonanym, dzięki któremu Ameryka Łacińska wstała z kolan i zaczęła przemawiać własnym głosem, domagając się bardziej równoprawnych stosunków z USA, które dopiero niedawno ograniczyły trwającą pół wieku blokadę gospodarczą wyspy.

Dla innych, którzy już tańczą na ulicach Miami, był dyktatorem, zdrajcą, kacykiem, jeszcze jednym caudillo, człowiekiem, który nie zrozumiał, że czas samowładców się skończył. Dla jednych pozostanie tym, który im zapewnił darmową szkołę, opiekę lekarską i ubezpieczenia społeczne. Zwrócił im ich godność. Dla drugich pozostanie tym, który zabrał im paszporty, zrujnował wyspę, zabrał im dobrobyt, nie miał pojęcia o gospodarce, miotał nią od ściany do ściany – od monokultury cukru po miraże industrializacji, doprowadził (co prawda w warunkach blokady) do kartek i głodu.

Fidel Castro długo jeszcze będzie budził spory, ale pozostanie kimś.

Co dalej z Kubą? Jednopartyjny kapitalizm à la Chiny i Wietnam? Pokojowa transformacja, kubański okrągły stół pod nadzorem USA? Co zrobi Donald Trump – zamrozi odwilż w stosunkach z Kubą, do której doprowadził Obama? Zażąda demokracji w zamian za współpracę czy zaoferuje współpracę, która stopniowo doprowadzi do demokracji? I co na to wyborcy z Miami? Odejście Castro to pierwszy egzamin Trumpa.

ZAPROSZENIE
Od Hawany po Krakowskie Przedmieście. Dr Karolina WIGURA (UW, „Kultura Liberalna”), Jerzy HASZCZYŃSKI („Rzeczpospolita”) i Michał SUTOWSKI („Krytyka Polityczna”) będą naszymi gośćmi w Radiu TOK FM, wtorek, 29 listopada, godz. 20.05.