Politycy do psychiatryka?

Nie tylko w Polsce są ludzie, którzy widzą polityków raczej pod opieką lekarzy niż swoich przełożonych. James Comey, zwolniony niedawno przez prezydenta szef FBI, powiedział, że Trump nie jest całkiem normalny, raczej pomylony. Podobnego zdania jest więcej osób – czytamy w najnowszym tygodniku „New Yorker” (22 maja) – ale psychiatrzy muszą milczeć.

Jerrold Post, psychiatra, twórca ośrodka osobowości i badania zachowań politycznych w CIA, a także dyrektor studiów polityczno-psychologicznych na znanym George Washington University, mówi: „Staram się nie wypowiadać na temat Tego, Którego Nazwisko Nie Powinno Paść (TKNNPP). Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) zabrania swoim członkom wypowiadania się na temat osób publicznych, jeśli ich przedtem nie badali”.

Zakaz ten znany jest jako „zasada Goldwatera”, który w połowie lat 60. ubiegłego wieku był liderem konserwatystów. Gazeta „Fact” opublikowała wówczas list ponad tysiąca psychiatrów, którzy twierdzili, że kandydat Republikanów Goldwater „psychologicznie nie nadaje się na prezydenta”. Goldwater przegrał wybory, ale wygrał proces cywilny przeciwko psychiatrom. Opinia psychiatrów źle przysłużyła się branży.

Pół wieku później „zasada Goldwatera” (przymus milczenia) powraca i uwiera niektórych psychiatrów. Dr John Zimmer uważa, że przysięga, jaką składali, każe chronić pacjentów przed zagrożeniem dla ich zdrowia, jakie stanowi Donald Trump. „Trump wykazuje zaburzenia osobowości narcystycznej. Nie ma sumienia”. Psychiatrzy powinni skłonić polityków do lepszej kontroli dostępu Trumpa do broni nuklearnej. Nasze istnienie jest ważniejsze niż reguła Goldwatera. Innego zdania jest dr Mark Komrad z uniwersytetu Johna Hopkinsa, który broni reguły. „Już jesteśmy widziani jako kolporterzy liberalnego poglądu na świat. Jeśli wydamy oświadczenie w sprawie Donalda Trumpa, nie zyskamy nic. Nie potrzeba lekarza, żeby stwierdzić, że człowiek, który się dusi na pokładzie, jest chory”.

Zwolennicy złamania reguły Goldwatera nie rezygnują. Działania Trumpa na rzecz odsunięcia ludzi, którzy chcą prowadzić dochodzenie w sprawie jego kontaktów z Rosją, sposób wyrzucenia szefa FBI Comeya (dowiedział się z telewizji), świadczą o tym, że prezydent ma problemy z podejmowaniem decyzji w warunkach kryzysu i stanowi zagrożenie. To przypomina innego stuprocentowego narcyza, jakim jest Putin – mówi dr Post.

Co by zrobił, gdyby na jego kozetce pojawił się Trump? „Wolałbym nie odpowiadać na to pytanie” – powiedział. Zapytany, co by zrobił, gdyby w jego gabinecie znalazł się Saddam Hussein, u którego stwierdził złośliwy narcyzm, dr Post odpowiedział: „Uciekłbym z gabinetu”.

Na szczęście Polska nie ma jeszcze broni jądrowej…