Rewolucja listopadowa

Za wcześnie jeszcze mówić o rewolucji, ale odbicie Senatu przez opozycję jest pierwszą wyrwą w fortecy Prawa i Sprawiedliwości, pierwszą szczeliną „pasa transmisyjnego”.

Dotychczas Kaczyński i spółka mieli wszystko. Zmieniali Polskę na gwizdek. Od decyzji na Nowogrodzkiej po ustawę na Wiejskiej i podpis prezydenta mijało zaledwie kilka dni. Żadnej dyskusji, żadnego szemrania, mechanizm PiS działał bez zarzutu, dobrze naoliwiony posadami, stanowiskami i mamoną. Nie było wręcz do pomyślenia, żeby Senat nie był PiS, że „wrogi” marszałek Senatu będzie miał dostęp do „piswizji”, a nawet do wygłoszenia orędzia w TVP, że Senat będzie brykał przy nominacjach kolejnych pancernych Marianów na prezesów NIK czy rozmaitych ciał radiowo-telewizyjnych.

Nie będzie tak, że najważniejsi politycy zagraniczni odwiedzający Polskę będą słyszeli od wszystkich swoich rozmówców to samo – od ministrów, premiera, marszałków Sejmu i Senatu. Dotyczy to też rodaków za granicą. Co prawda przewaga opozycji w Senacie jest bardzo krucha, wygrana o włos, ale stanowi ważny sukces, który przyszedł w ostatniej chwili, kiedy obóz demokratyczny opadał już z sił.

Przewaga w Senacie nie jest dana raz na zawsze, w każdej chwili może się rozlać jakaś kałuża, ale marszałek Tomasz Grodzki i opozycja działająca w ramach „paktu senackiego” mogą pokazać, czym różni się prawdziwa izba wyższa od swojej karykatury, jaką w dużym stopniu stanowiła dotychczas.

Do tego dochodzą zmiany w Sejmie, powrót lewicy, wejście Konfederacji z takim potworem jak poseł Braun. Czarzasty wicemarszałkiem Sejmu – to wydawało się jeszcze niedawno nie do pomyślenia. Niestety, jedenastu Konfederatów w Sejmie – również. Macierewicz – marszałek senior – zyska w Konfederacji sojuszników w walce o katolickie państwo narodu polskiego.

Kaczyński będzie miał mniejszą swobodę manewru pomiędzy Platformą a Konfederacją. Przestanie być panem sytuacji. Nowy parlament jest bardziej demokratyczny w tym sensie, że stanowi lepsze odzwierciedlenie społeczeństwa w jego różnorodności: od lewicy po skrajną prawicę, chociaż niektóre poglądy tam wyrażane są niedopuszczalne, brunatne.

Wygrana w Senacie oznacza wzmocnienie pozycji Grzegorza Schetyny w Platformie, co odnotowuję z mieszanymi uczuciami. Nie widzę, w jaki sposób mogłoby się to przyczynić do sukcesu w wyborach prezydenckich w maju. Senat to zaledwie pierwszy krok, ważny, ale nie najważniejszy, bo jego uprawnienia są ograniczone.

Jaka będzie Polska najbliższych lat, to się rozstrzygnie w maju. Na razie Andrzej Duda nie ma równorzędnego przeciwnika, ale Senat pokazał, że wszystko jest możliwe. Niech żywi nie tracą nadziei.