Obrońca wolności

Z niejakim zdumieniem przeczytałem kilka dni temu w „Rzeczpospolitej” rozmowę z Piotrem Bernatowiczem, nowym dyrektorem Centrum Sztuki Współczesnej, jednej z najważniejszych instytucji kultury w Polsce. Nie bardzo wiedziałem, „who is who”, poza tym, że minister-wicepremier Gliński powołał go bez konkursu, co jest prawnie dozwolone, ale, powiedzmy, mało demokratyczne, gdyż pozbawia innych specjalistów i środowisko wpływu na decyzję.

Jeszcze kadencja dotychczasowej dyrektor nie dobiegła końca, a ministerstwo zapowiedziało nominację następcy (w Muzeum Narodowym w Warszawie było podobnie). „To skandal” – powiedział Piotr Rypson, historyk sztuki, były dyrektor MN. Zdaniem rzecznik resortu doktor historii sztuki Piotr Bernatowicz posiada „pożądane przygotowanie fachowe oraz doświadczenie zawodowe”. Jak podało Radio Zet, w tym doświadczeniu mieści się wystawianie w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, której był dyrektorem, prac o treści i charakterze antyfeminstycznym i homofobicznym. Nowy dyrektor CSW bliski jest Prawu i Sprawiedliwości – czytamy w „GW”.

Wracam do wywiadu dyrektora Bernatowicza w „Rz”. Wygrał on w 2017 r. konkurs na stanowisko dyrektora Galerii Arsenał, ale prezydent Poznania powierzył to stanowisko „lewicowemu artyście Markowi Wasilewskiemu, uczestnikowi demonstracji KOD”. Kto to jest lewicowy artysta, dr B. nie wyjaśnia, ale widać, że jest to gatunek, za którym nie przepada.

Co ma udział w manifestacji KOD do tego – nie wiem. Natomiast dyr. B. „niezwykle ceni i szanuje redaktora Jana Pospieszalskiego”, dla którego miał czas nawet, kiedy był bardzo zajęty. Poglądy to sprawa prywatna – twierdzi – ale zapamiętał sobie, że pan Wasilewski brał udział w demonstracji KOD.

Największym zagrożeniem dla wolności sztuki jest zdaniem dyr. Bernatowicza „lewicowa poprawność polityczna instytucji na Zachodzie”.

Nie dziwię się, że minister Gliński mianował dyrektora kolejnej instytucji, który jest mu bliski ideowo. Dziwię się natomiast, że nowy dyrektor CSW tak obnosi się ze swoją sympatią dla prawicy. Po co dyrektor instytucji kultury przywiązuje takie znaczenie do polityki, troski o to, żeby dzieła sztuki spełniały wymogi polityczne? Czy pan Bernatowicz jest komisarzem, nominatem politycznym, czy „bezpartyjnym fachowcem”?

Moim skromnym zdaniem im mniej w muzeum polityki, a więcej sztuki – tym lepiej. XX w. to był wiek triumfu polityki nad sztuką. „Sztuka wynaturzona” i „zdegenerowana” nie była w guście narodowego socjalizmu w Niemczech, tysiące dzieł sztuki zniknęły z muzeów, „degeneratów” prześladowano, wyjeżdżali za granicę lub na odległą prowincję, szczyt represji przypadł na lata 1936-37.

Mniej więcej w tym samym czasie w Rosji sowieckiej miał miejsce podobny proces, nawet dominował gust oficjalny (realizm socjalistyczny, rzeźba „Robotnik i kołchoźnica”) zbliżony do realizmu narodowego w Niemczech. Stalin mordował niesfornych artystów, władza radziecka likwidowała liczne organizacje i stowarzyszenia pisarzy, tworząc np. jedyne legalne Stowarzyszenie Pisarzy Radzieckich (1932).

Realizm socjalistyczny narzucono także krajom demokracji ludowej, m.in. na zjeździe pisarzy polskich w Szczecinie (1949) i plastyków w Nieborowie. Dlatego nie lubię rozmawiania o sztuce w kategoriach politycznych.

Zaproszenie
Cezary Stypułkowski (prezes mBanku, wybitny finansista o szerokich zainteresowaniach) oraz red. Rafał Woś („Tygodnik Powszechny”, jeden z najciekawszych publicystów ekonomicznych młodszego pokolenia) będą naszymi gośćmi w TOK FM, niedziela 1 marca, godz. 10:05. Zapraszam!