Mam 10 milionów…

… oczekuję propozycji. Rafał Trzaskowski, kandydat opozycji, w brawurowy sposób zdobył ponad 10 mln głosów i przegrał o włos z urzędującym prezydentem Dudą i wielką machiną państwową, która za nim stała. Tym samym Duda jest drugim – po Kwaśniewskim – prezydentem wybranym na następną kadencję.

Prezydent pracował na swoją reelekcję przez pięć lat, jeździł po kraju, odwiedził wszystkie powiaty, na jego zwycięstwo rozdano i obiecano miliardy złotych, głaskał i całował dzieci, tańczył z niezliczonymi gospodyniami domowymi, kłaniał się nisko w Białym Domu, wygłosił setki przemówień, uścisnął miliony rąk, klękał i modlił się, aż Pan Bóg go wysłuchał.

Natomiast Rafał Trzaskowski został się z ogromnym sukcesem, który trudno skonsumować. Podniósł opozycję z kolan i wybił się na jej przywództwo, stał się nadzieją milionów Polaków, którzy „mają dość”. I co teraz? Co dalej?

Zewsząd słychać porady. „10 milionów ludzi to ogromny kapitał – nie wolno tego stracić! Trzeba go zainwestować w przyszłość Polski. Nie można zdradzić! Nie można rozczarować. Koniecznie trzeba zagospodarować”.

Wszystko to pięknie brzmi, ale to tylko dobre chęci i oczywistości, a co począć ze zwycięstwem – nie wiadomo. Przekazać Platformie nie można, gdyż ona straciła swój powab, tak jak jej poprzedniczka Unia Wolności. Platforma jest wyczerpana, półżywa. Jeden z jej wiceprzewodniczących Tomasz Siemoniak opowiadał w TOK FM, że przyjeżdżali do jakiejś miejscowości, szukali kontaktów, a tam milczenie, brak odzewu, cisza. To nie pięć, ale dziesięć i więcej lat zaniechań – mówi – lekceważenia „terenu”, pracy z ludźmi na dole, radnych, młodych, którym by się chciało chcieć.

Jeżeli tak mówi wiceprzewodniczący, to co usłyszymy daleko od centrali na Wiejskiej? Rację mają ci, którzy mówią, że Platforma nigdy się nie rozliczyła z przegranych wyborów – parlamentarnych, samorządowych, europejskich. Bała się prawdy, bała się rozhuśtać łódkę, a mimo to nabrała wody.

10 mln ludzi nie może czekać, aż Platforma zrzuci starą skórę i (jeśli to możliwe) odzyska wigor. Część z nich głosowała nie za Trzaskowskim, ale przeciw PiS, i nie czuje się z nim związana. Ale wielu ludzi czeka na konkret. Władza mówi konkretnie – będzie atakować wszystko, co wolne i samodzielne: samorząd, wymiar sprawiedliwości, niezależne media. Jak pokrzyżować te plany?

Czy system ograniczonej, nieliberalnej, autorytarnej demokracji wyborczej jest do obalenia w drodze wyborów? Sędziwy publicysta węgierski zamieszkały w Austrii Paul Lendvai w biografii premiera Węgier („Orbán”, wydawnictwo Kultura Liberalna) mocno wątpi, czy system Orbána można odrzucić drogą wyborów. Tytuł ostatniego rozdziału brzmi „Czekanie na cud”. Lendvai, urodzony w 1929 r. (!), może czekać i oby miał zdrowie, ale 10 mln wyborców – nie. Na coś trzeba się zdecydować, czegoś trzeba bronić. Niech to „coś” nazywa się Minimum Demokratyczne, Forum Demokratyczne, ruch stowarzyszeń, partii, samorządów, rodzin i osób prywatnych, ale niech się stanie!

Zaproszenie
Dr Katarzyna Kasia (filozofka, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, świetna komentatorka) i red. Andrzej Stankiewicz (znakomity publicysta, dwukrotny laureat Nagrody Grand Press, komentator Onetu i „Tygodnika Powszechnego”) będą naszymi gośćmi w TOK FM, niedziela 19 lipca, godz. 10:05.