Egzamin dojrzałości

Czekam z nadzieją i z trwogą na piątek 30 października. Pandemia i zapowiadane wielkie demonstracje w stolicy to ogromne niebezpieczeństwo, ale i szansa.

Pandemia zbiera śmiertelne żniwo. Każdy kontakt z innymi ludźmi, nawet najbliższymi, może zagrażać życiu. Nawet jeżeli ktoś miałby szczęście, że przyjedzie po niego karetka, zawiezie go do szpitala, gdzie czeka wolne łóżko i dostęp do respiratora, to – jak słychać – nie jest żadna gwarancja. Nie chcę się mądrzyć, ale czytałem, że tylko jedna trzecia pacjentów leczonych respiratorem uchodzi z życiem, o pozostałych nie piszę. Codziennie od świtu do nocy dochodzą potworne wieści. Kilka dni temu w „Faktach” TVN pokazano szpital, którego dyrekcja apeluje do rodzin, by szybciej odbierały zwłoki z kostnicy, bo nie ma miejsc na następne (à propos: jeżeli kogoś interesuje ta drastyczna tematyka, to polecam znakomitą książkę prof. Przemysława Urbańczyka „Trudna historia zwłok”, która się niedawno ukazała).

Nie ma już gdzie się schronić przed złymi wiadomościami. Uderza kontrast pomiędzy propagandą oficjalną – tymczasowy szpital narodowy otwarty na stadionie w Warszawie – a relacjami z karetek, które godzinami czekają w kolejce lub jeżdżą od szpitala do szpitala, by przekazać chorego. Tysiące nowych zakażeń każdego dnia. Tragedia.

Ogromna większość z nas po raz pierwszy w życiu (i oby ostatni) jest tak blisko niebezpieczeństwa. Dla wszystkich jest to egzamin dojrzałości: maseczki, dezynfekcja, dystans, wietrzenie pomieszczeń. Perfidia zarazy polega na tym, że choćbyś dbał(a) jak najlepiej, twój los zależy od innych. I nie masz dokąd uciec, nawet na drugi koniec świata – wszędzie to samo świństwo. Może wierzący wiedzą, za co nas Pan Bóg pokarał.

Do tego wszystkiego w piątek 30 października zapowiedź ogromnych demonstracji w Warszawie – w obronie kobiet, przeciwko tym, którzy z sobie tylko znanych przyczyn wyznaczyli termin rozprawy tzw. Trybunału Konstytucyjnego na czas pandemii, która nikogo nie zaskakuje, trwa już bowiem ponad pół roku. Tandem Julia Przyłębska i Jarosław Kaczyński wie, dlaczego, i mam nadzieję, że kiedyś będzie musiał powiedzieć prawdę. Przeważa opinia, że Kaczyński nie liczył się z tak masową i potężną reakcją w społeczeństwie.

Postępowanie prezesa i jego dworu jest haniebne. Wyznaczyć termin rozprawy w sprawie tak drastycznej i wybuchowej jak przerywanie ciąży to wyjątkowa nieodpowiedzialność, głupota, wreszcie prowokacja. Kaczyński jest zbyt doświadczonym politykiem, obdarzonym podobno „słuchem społecznym”, żeby o tym nie wiedział. Kiedy w czwartek 22 października tysiące ludzi, w dużej mierze młodych, wyszły na ulice miast i miasteczek, dworacy PiS mieli do powiedzenia tylko tyle, że demonstranci używali wulgarnego języka, a niektórzy wtargnęli do kościołów, gdzie zachowywali się niestosownie, w tym smarowali swoje hasła i bohomazy na elewacjach. To drugie jest niedopuszczalne, powinno zostać ukarane, ale to jest margines.

Najważniejsze, że tysiące ludzi powiedziało „nie” decyzji Trybunału i jego mocodawcy (nikt nie wierzy, że decyzja należała do prezes Przyłębskiej). Orzeczenie TK oznacza zburzenie tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 r., który trudno uważać za najlepsze rozwiązanie, ale przez 27 lat, jakie upłynęły od tamtego czasu, nikt nie zaproponował lepszego. Przez te ćwierć wieku Polska i Polacy bardzo się zmienili. Tamten kompromis był dobry na tamte czasy, dzisiaj kobiety w Polsce są bardziej świadome swoich praw, bardziej niezależne, lepiej wykształcone, bardziej europejskie, często kształcone i pracujące w liberalnych, demokratycznych krajach Europy.

Zamiast chuchać i dmuchać na ten „kompromis”, Kaczyński, który latami bronił status quo, np. w sporze z Markiem Jurkiem, tym razem stanął po stronie Kościoła, któremu zawdzięcza wsparcie wyborcze i z którym pozostaje w sojuszu dworu i ołtarza. Do tego dochodzi ambicja, by umocnić swoją pozycję na prawicy, gdzie Ziobro i Konfederacja zagrażają jego hegemonii.

Tymczasem na arenę wstąpiło nowe pokolenie, na ulice wyległa młodzież świadoma swoich praw, w tym praw kobiet, młodzież wychowana w wolności, która czuje się wolna, bez krępacji korzysta ze swoich praw, w tym wolności słowa i zgromadzeń, niezależna, pogodna, która wie, czego chce, a kogo i czego ma dość. To jest wojna – mówi. Nie pomogą już zaklęcia o knowaniach opozycji, „zagranicznych mocodawcach” czy o „postkomunie”.

Ta młodzież, a wraz z nią cała wolna Polska, będzie w piątek zdawała egzamin dojrzałości. Oby nie dała się sprowokować. Oby pamiętała o wirusie. Trudno być prorokiem we własnym kraju, ale wierzę, że rewolucja wywołana przez Kaczyńskiego i Przyłębską znacznie przybliży koniec tej władzy.