Zeman – tak, Duda – nie

Trump byłby bardziej rozsądny, gdyby przyznał, że przegrał wybory, i odszedł – powiedział kilka dni temu prezydent Czech Miloš Zeman. Udzielił poparcia Trumpowi przed wyborami 2016, ale w tym roku już nie. Przeczytałem z uznaniem jego wypowiedź, bo nasz prezydent, który wisi u klamki Trumpa, nie może sobie pozwolić na własne zdanie i na taką szczerość.

Prezydentura Trumpa kończy się 20 stycznia w południe. Co się do tego czasu wydarzy – nie wiadomo. Trump na długo przed wyborami sygnalizował, że mogą nie być miarodajne, ponieważ znaczna część głosów zostanie oddana korespondencyjnie. Zgromadził więc całą kohortę prawników (na czele ze swoim przyjacielem Giulianim, byłym burmistrzem Nowego Jorku), która ma za zadanie podważać wynik, jeśli będzie niekorzystny. Tak się też stało. Również Joe Biden nie ukrywa, co myśli o zachowaniu prezydenta na wylocie.

Jak informuje poważny dziennik „Boston Globe” (własność „NYT”), w czerwcu w Bostonie miało miejsce „dyskretne” spotkanie polityków obu partii, którzy dyskutowali, co zrobić, jeśli Trump odmówi przekazania władzy. „Wszystkie omawiane scenariusze brały pod uwagę zamieszki oraz impas polityczny” – powiedziała Rosa Brooks, profesor Uniwersytetu Georgetown, która pracowała w Pentagonie, jedna z inicjatorek spotkania w Bostonie. „Trump nie musi wygrać, wystarczy, że będzie przekonująco utrzymywał, że nie on przegrał” – uważa historyk Nils Gilman z Fundacji Berggruena.

„W kołach politycznych Waszyngtonu panuje obawa, że Trump sięgnie po te same metody, jakimi zniszczył zasady dobrych rządów i tradycję pokojowego przekazania władzy” – uważa autor artykułu Jess Bidwood z „Boston Globe”. Wśród zebranych dominowało przekonanie, że przekazanie władzy oparte jest nie tyle na prawie (którego brak), ile na obyczaju. „Mamy raczej zasady przekazania władzy niż ustawy” – kwitowała Rachel Kleinfeld, ekspertka fundacji Carnegie. Lawrence Douglas, autor książki o tym, co będzie, jeśli Trump nie ustąpi, jest zdania, że system amerykański nie jest przygotowany na taką ewentualność. W rozmowie z panią Brooks pewien sędzia federalny oraz znany prawnik zgodzili się, że jeśli Trump nie pogodzi się z werdyktem, będą musiały go wyprowadzić z Białego Domu tajne służby.

Joe Biden powiedział w czerwcu: „Prezydent będzie pośrednio podważał wyniki, utrzymując, że wybory korespondencyjne są nieodpowiednie, nieprawdziwe, niesprawiedliwe. (…) Jeśli będzie trzeba, to Trumpa wyprowadzi się z Białego Domu nawet siłą” – mówił półżartem.

„Im więcej będzie demonstracji, im więcej żądań ponownego liczenia głosów, im więcej skarg w sądach, im więcej lamentów nad demokracją, tym bardziej Trump będzie postrzegany jako ten, który gwarantuje stabilizację – powiedział Edward Luce, korespondent „Financial Times” w USA. – Posiadana władza to tyle, co 90 proc. prawa” – dodał.

Nie jest więc wykluczone, że Trump wywinie jeszcze jakiś numer. Prezydent Duda, zamiast wyczekiwać, powinien był od razu pogratulować Bidenowi i pójść śladem Zemana. Teraz stoi w niewygodnym rozkroku.