Wizerunek – tak, pomnik – nie

JESTEM ZA TYM, żeby Ewa Sowińska, rzecznik praw dziecka, nadal korzystała z pomocy specjalistów od wizerunku publicznego. Pierwsze rezultaty można było obejrzeć w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i”. Zamiast surowej, bojowej, bezkompromisowej, zakutej w rycerską zbroję obrończyni wartości, zobaczyliśmy otwartą, ciepłą panią, która kocha Teletubisie, dzieli się swoimi troskami („Jak być kochaną”) i wyciąga wnioski z przeszłości (dbać o media). Czyli więcej z Tuska, mniej z Giertycha i z braci Kaczyńskich.

Gdyby z pomocy spin doktora skorzystał cynik z lewicy albo z Platformy, to nie byłoby takie dziwne. Panowie Olejniczak i Napieralski mówią otwarcie: Mariaż z Demokratami – czyli otwarcie na centrum – nie opłacił się, więc trzeba zmienić… poglądy i sojuszników. Teraz to mają być związki zawodowe i ludzie pracy, a nie żadni Demokraci, których można policzyć na palcach. W roli spin doktora wystąpił Sławomir Sierakowski. Jego pacjenci przynajmniej nie udają, że mają poglądy. Ale posłanka LPR – partii, która wierzy w wartości – u wizażysty, to trochę dziwne.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeżeli wszyscy politycy będą korzystać z pomocy politycznych stylistów, to być może będzie mniej awantur, mniej kłótni, a w polityce i w mediach powróci model Kuronia, Mazowieckiego, Chrzanowskiego i Kwaśniewskiego – mniej agresji, więcej zrozumienia. Natomiast model Jarosława Kaczyńskiego i „dawnego Stefana Niesiołowskiego” („dawnego”, bo obecny, jako wicemarszałek, bardzo złagodniał), odejdzie w przeszłość. Tinky Winky na pewno ucieszy się z przemiany Ewy Sowińskiej. Ponieważ coraz więcej polityków korzysta z usług kreatorów wizerunku, rzeczą wyborców będzie odróżniać makijaż od prawdy. Lepsze to niż nieustanne awantury.  

JESTEM NATOMIAST PRZECIW idei budowy pomnika Ronalda Reagana w samym centrum stolicy, na najlepszej możliwej działce, przy ul. Matejki, pomiędzy Sejmem a ambasadą amerykańską. Ideę tę rzucił biznesmen Janusz Dorosiewicz, którego pamiętam jako honorowego asystenta Wojciecha Fibaka; pasjonowały go wtedy korty, piłki, rakiety i turnieje. A tu nagle Ronald Reagan! Wystarczy popatrzeć na szkaradny pomnik de Gaulle’a jak wciśnięty w narożnik defiluje przed gmachem dawnego KC, żeby przeszła ochota na prezydenta USA, ukrytego w niewielkim parku, tuż obok ambasad Kanady, Francji i Niemiec. I to ma być jeszcze pomnik bez konkursu, zlecony przez dawców i sponsorów. Jeśli Ronald Reagan musi mieć pomnik w Warszawie, bo ma zasługi w obaleniu komunizmu, to bardziej widziałbym go na Polach Mokotowskich, które przypominają jego ulubiony Dziki Zachód, gdzie dobro zwycięża zło, a nie w cieniu pomnika Armii Krajowej. Mam nadzieję, że Hanna Gronkiewicz – Waltz nie ugnie się przed potężnym lobby amerykańskim. Poza tym, ile można mieć pomników? Moim zdaniem, bardziej na pomnik zasługuje Jarosław Kaczyński – grabarz IV RP. Donald Tusk chętnie go odsłoni.