„Spieprzaj, dziadu!” i „Won, gnoju!”

Na nadchodzący weekend proponujemy bigos – tradycyjne danie polskie, smaczne, acz ciężkostrawne. Trzeba strawić m.in. głupotę, arogancję, pychę oraz inne pyszności.

Bierzemy trochę in vitro. Premier Tusk nareszcie zdecydował się dodać odrobinę liberalizmu i zapowiedział, że zapłodnienie metodą in vitro będzie częściowo refundowane. Natychmiast odezwał się niezawodny abp Józef Michalik, przewodniczący Episkopatu: „Za cenę jednego życia, żeby dać PRZYJEMNOŚĆ rodzicom i DAĆ IM DZIECKO, zabija się inne” – stwierdził hierarcha (podkreślenia moje – Pass). Arcybiskup traktuje posiadanie dziecka jako przyjemność chyba tylko dlatego, że sam dzieci nie ma. Przyjemność, proszę Eminencji, to jest jazda na rowerze, kieliszek dobrego wina albo spacer po Łazienkach. Dziecko to jest coś nieskończenie większego niż przyjemność, to jest chyba największa radość, jaka może spotkać człowieka, ale też największy OBOWIĄZEK – tak, obowiązek, proszę Eminencji, to obowiązek do końca życia. Eminencja degraduje posiadanie dziecka, sprowadzając je do przyjemności. Z kolei bp Dąbrowski uznał, że metoda in vitro to „zastępowanie Pana Boga jakimiś dziwnymi metodami”. Co za nonsens! W takim razie walka z rakiem, transplantacja organów – to także jest zastępowanie Pana Boga, On bowiem skazał człowieka na śmierć, a ludzie jakimiś dziwnymi metodami usiłują wykonanie boskiego wyroku opóźnić.

Mamy już zabobon, teraz do bigosu wrzucamy chochlę obłudy. „Czystki w Polskim Radiu” – grzmi „Rzeczpospolita” (28 XI). PiS-owska prawica, która w pierwszych dniach panowania rządu PiS zawłaszczyła wszystkie media publiczne – PAP, Polskie Radio, TVP w Warszawie i w terenie – teraz jest oburzona, że ten model zaczyna się kruszyć. Jeszcze broni się prezes Urbański, jeszcze dał program Lisowi, jeszcze przebąkuje o programie dla kogoś z lewicy, ale na twierdzy PiS, jaką są media publiczne, zarysowują się pierwsze rysy. „Nowy zarząd błyskawicznie zabrał się do robienia czystek w kierownictwie anten” – alarmuje „Rz.” „To, co robi zarząd jest skandaliczne” – ocenia dotychczasowy prezes Krzysztof Czabański, namiestnik PiS w Polskim Radiu (ostatnio zawieszony). „To pokaz hipokryzji i politycznego ścinania głów” – unosi się poseł Dziedziczak (PiS). A przecież ekipa PiS wyrzuciła setki ludzi, wielu dziennikarzy – kiedyś częstych gości na antenie PR i przed kamerami TVP – nie ma od lat wstępu i dostępu do mediów publicznych. Zwolnienie takich pożal się Boże dziennikarzy jak Krzysztof Gottesman z kierownictwa Polskiego Radia to najlepsza wiadomość, jaką znalazłem w „Rz.” Czas tym układem potrząsnąć.

Mamy już zabobon i obłudę, dodajmy do tego przyprawy z dalekiego, ale jakże nam bliskiego Kaukazu. Kolejne raporty (ABW i Kolegium Służb Specjalnych) ujawniają szczegóły gruzińsko-polskich harców w pobliżu Osetii. Potwierdza się, że cała ta eskapada to była jedna wielka partanina, która zaszkodziła Gruzji (Amerykanie już powiedzieli, że na razie nie ma co myśleć o wpuszczeniu do przedpokoju NATO), a także i Polsce, bo nasz prezydent trwoni pozycję naszego kraju oraz własną w stosunkach ze Wschodem. Kiedy się czyta , że dwaj prezydenci siedzieli w jednym samochodzie, że kawalkada była kilkakrotnie zatrzymywana przez krowy (ciekawe, czy krowy też były rosyjskie?), to może się wydawać, że chodzi o przejażdżkę Melexem na polu golfowym lub w Camp David – rezydencji amerykańskich prezydentów. Ale nie wieczorem po krętych drogach Kaukazu w zasięgu rosyjskich automatów!

Kaczyńskiemu chyba marzy się legenda Kennedy’ego: chce stanąć przy sowieckim murze i rzucić Sowietom w twarz: „Ja jestem Gruzinem!” . Jest kilka bardziej odpowiednich miejsc, gdzie polski prezydent mógłby wznieść ten okrzyk, np. mównica w ONZ czy siedziba Unii w Brukseli. Prezydent Kaczyński tak się szczepił ze swoim gruzińskim odpowiednikiem, że kiedy Saakaszwili przegra, to straci na tym On i Polska. Niestety, Lech Kaczyński odbiera wszelką krytykę swojej polityki wschodniej jako działanie rosyjskiego lobby, zapewne nie bezinteresowne, więc dajmy spokój.

Wróćmy do naszego bigosu. Tradycyjna polska przyprawa to listy otwarte za i przeciw. Lewicowy „Przegląd” drukuje listę osób, które protestują przeciwko procesowi gen. Jaruzelskiego. Wielokrotnie na tym blogu pisałem, co na ten temat myślę, ostatnio gorąco popierając publicystykę Stefana Chwina. Lista „Przeglądu” jest chyba dłuższa niż lista prenumeratorów tego pisma. A generał Jaruzelski ma teraz swoje dobre dni, proces i związane z nim napaści (np. Roberta Krasowskiego z „Dziennika”) zyskują mu szacunek. Świetnie przemawiał na pogrzebie Mieczysława Rakowskiego.

„Rzeczpospolita” jest organem michnikojadów. Drukuje list otwarty i tysiące podpisów w obronie prof. Andrzeja Zybertowicza, jednego z koryfeuszy IV RP, który został skazany przez sąd za to, że napisał: „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”. „List otwarty” stał się manifestem partii anty-Michnikowej i anty-„Gazetowej”, swoistym spisem członków tego ugrupowania, na czele którego stoją pp. Ziemkiewicz, Zybertowicz i inni, a patronują im dwaj bracia. To prawdziwy front narodowy przeciwko Michnikowi. Kogóż tam nie ma – jest geograf, informatyk, b. burmistrz Jedwabnego, historyk (oczywiście Marek Jan Chodkiewicz, którego anty-Grossową książkę wydał IPN), jest robotnik (a jakże!), uczeń oraz filozof, a także emeryt. Jest nawet research scientist. Bite cztery strony „Rz”, która być może dlatego jest najdroższym dziennikiem na rynku. Na pewno najdroższym polskiej prawicy.

Lista ta na pewno poprawi samopoczucie Adama Michnika. Ja popieram wyrok skazujący prof. Zybertowicza, gdyż od lat jestem za tym, żeby ludzie odpowiadali za swoje słowa, przeciwko fałszywie pojętej „wolności słowa”, która ma oznaczać wolność dla kłamstwa i oszczerstwa. Nie podzielam argumentu, że człowiek pióra może się bronić przy pomocy pióra, ponieważ błoto do człowieka przywiera i żadnym piórem się go nie zeskrobie. Każde „przepraszam”, jakie ukazuje się w gazecie, choćby wymuszone przez sąd, witam z nadzieją, że może ludzie przestaną się opluwać.

A ludzie, niestety, mają swoje skłonności. Wierzę, że człowiek, który powiedział „Spieprzaj, dziadu!”, mógł również powiedzieć „Won, gnoju!”