Słowo na „K”: Kultura

Prezydent – premier 1:1. Bracia Kaczyńscy zachowali się nieładnie bojkotując sejmową dyskusję o polityce zagranicznej. To ewidentny afront wobec Tuska, Sikorskiego i „wysokiej przyzby”. Tak wygląda „ocieplony” PiS. Z drugiej strony komentarz premiera, że prezydent „bierze pieniądze” za nadzór polityki zagranicznej był niestosowny. O ile pisowska „polityka miłości przez absencję” mnie nie dziwi, o tyle uwaga Tuska o „braniu pieniędzy” mnie rozczarowała. Premier nie powinien tak mówić o prezydencie, a poza tym – taki język Tuskowi szkodzi. Tusk cały czas powinien trzymać nerwy na wodzy i różnić się od braci K. spokojem, opanowaniem, kulturą. Mógł powiedzieć, że „ubolewa”, iż pan prezydent „nie znalazł czasu” lub coś w tym rodzaju. Z kolei pastwienie się przez Andrzeja Kownackiego nad przemówieniem Sikorskiego poprzez chichotanie z banałów było żałosne. To poziom trzeciorzędnego felietonisty, a nie szefa Kancelarii Prezydenta. Owcza skóra, zaprojektowana przez prezesa J.K., wyraźnie Kownackiego uwiera.

Dwa słowa a propos Andrzeja Czumy. Fakt, że trwający wiele lat „epizod amerykański” w jego życiu nie został sprawdzony przez odpowiednie służby przed nominacją to jednak rażąca lekkomyślność. (Nie chcę być mądry po szkodzie, bo to słabość zawodowa dziennikarzy. Np. po ustanowieniu przez MSZ nagrody 1 mln PLN za wskazanie zabójców polskiego geologa, dziennikarze pytali ministra Sikorskiego, dlaczego dopiero teraz, dlaczego nagrody nie ustanowiono wcześniej? A ja bym zapytał dziennikarzy, dlaczego myśmy sami nie wpadli na ten pomysł i nie zasugerowali go wcześniej?). Trudno sobie wyobrazić, żeby polskie służby nie słyszały o czym ćwierkają wróble w Chicago – największym po Warszawie skupisku Polaków. Tusk zachowuje się niekonsekwentnie – raz grzmi, że „nie będzie tolerował”, innym razem daje sto dni na wykazanie się. Premier powinien przypomnieć sobie rosyjską zasadę, której trzymał się nawet Ronald Reagan: „Dowieraj no prowieraj”.

Zachowanie PP. Czumy i Rokity wywołało moc komentarzy na naszym blogu, niektóre nawet śmieszne („Obcy”: „Niemka wraz z dziennikarzem niemieckiej gazety wypowiadają Niemcom wojnę”). Dziękuję „rysberlin” za link do komentarza Doroty Gawryluk w „Dzienniku” nt. incydentu PP. Rokitów w Lufthansie. Komentarz zaiste kuriozalny. Autorka nie tylko broni pani poseł i jej małżonka, co można zrozumieć, ale pisze, że „samolot nie jest obozem koncentracyjnym”, a także, że pieniądze to nie wszystko (czytaj: można położyć płaszcz w klasie biznes, nawet jeśli się za nią nie zapłaciło). W komentarzu nie brak insynuacji antyniemieckich.

To mnie skłoniło do tego, by na weekend wyłączyć polskich polityków oraz media i zanurzyć się w kulturze. („Jasny gwint” – dziękuję za obecność na spotkaniu w krakowskiej „Kuźnicy”).

PRZECZYTAŁEM książkę Jarosława Marka Rymkiewicza „Kinderszenen”. Głęboko się z tą książką nie zgadzam, ale gorąco ją polecam. To mozaika wspomnień sześcioletniego chłopca z okupowanej Warszawy, eseistyki romantyczno-patriotycznej i martyrologicznej, detaliczny, wręcz naturalistyczny opis barbarzyństwa niemieckich okupantów w Polsce, a także – i to wywołało już w mediach żywą polemikę – apologia Powstania Warszawskiego. Powstanie to dla Rymkiewicza „największe wydarzenie w historii Polaków”, „Powstanie zwyciężyło” i my wszyscy, którzy tu żyjemy jesteśmy tego dowodem, powinno być oceniane nie jako oderwany incydent, ale jako najważniejsze ogniwo w łańcuchu historii Polski, z dzisiejszą niepodległością, to była mistrzowska operacja i „wspaniały amok”. Jestem całkowicie odmiennego zdania, w tej sprawie podzielam pogląd gen. Andersa, historyków Pobóg Malinowskiego, Ciechanowskiego, eseisty Tomasza Łubieńskiego, Waldemara Kuczyńskiego i wielu innych. Książka Rymkiewicza doskonale wpisuje się w politykę historyczną PiS i IV RP, ale ja nie zamierzam w tym miejscu wszczynać kolejnej dyskusji o Powstaniu, pragnę tylko powiedzieć: Przeczytałem, podziwiam kunszt Autora, ale jestem przeciw. Jak powiedział pewien mój znajomy: „Książka świetna, ale zatruta”.

OBEJRZAŁEM (jako jedna z zaledwie dziesięciu osób na widowni) amerykański film „Frost/Nixon”. Temat autentyczny: Znany w latach 70. gwiazdor i gospodarz telewizyjnych talk-show David Frost przeprowadza w 1977 r. cykl rozmów z byłym i doszczętnie skompromitowanym prezydentem Richardem („Watergate”) Nixonem. Frost usiłuje skłonić b. prezydenta do wyznania winy i przeprosin. Dla mojego pokolenia, które tamte wydarzenia dobrze pamięta, a także dla wszystkich zainteresowanych polityką i mediami, zwłaszcza w USA – dobry, interesujący film. Świetna rola Franka Langelli jako Nixona. Jest także ładna dziewczyna, bo obaj protagoniści urodą nie grzeszyli.

BAWIŁEM SIĘ na przedstawieniu „Chlip-Hop” (mała scena „Ateneum” w Warszawie, ale spektakl jeździ po kraju). Znakomite! Magda Umer, Andrzej Poniedzielski i Wojciech Borkowski niby niczego specjalnego nie robią, tylko uprawiają pogaduszki, gadu – gadu, i od czasu do czasu śpiewają piosenki Poniedzielskiego oraz znajomych (Kofta, Przybora, Młynarski). Do tego własne parodie i pastisze. Pogranicze poezji i kabaretu. Doskonały kontakt z publicznością, koronkowa robota, subtelne poczucie humoru. Pełna kultura. Dawno tak się nie bawiłem i nie śmiałem. Gorąco polecam. „Satisfaction guaranteed or your money back”. Świetne antidotum na brudy, które na tym blogu pierzemy.