Nobel z historii

Rocznica pokonania Niemiec hitlerowskich minęła w Polsce bez echa. Podzielam wpisy  tych blogowiczów, którzy są tym zniesmaczeni.

Żołnierzom Armii Czerwonej oraz Wojska Polskiego, którzy zatrzymali hitlerowską zagładę, łapanki i egzekucje, otworzyli bramy Majdanka i Oświęcimia,  przynieśli wyzwolenie od hitlerowskiej okupacji, należy się tego dnia gest wdzięczności i pamięci. Tymczasem mamy milczenie czynników oficjalnych i zbezczeszczenie cmentarza żołnierzy rosyjskich  przez nieznanych sprawców. Prezydent Kaczyński, który tak lubi defilady wojskowe, a także  premier Tusk, który odbudowuje stosunki z Rosją, powinni byli z tej okazji wykonać  gest wobec wszystkich  sojuszników, którzy doprowadzili do pokonania Trzeciej Rzeszy, w tym przede wszystkim armii rosyjskiej, która dźwigała główny ciężar walki z hitlerowską potęgą, a także – z woli aliantów, w tym przede wszystkim Stalina – ustanowiła zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie. Tysiące Polaków i Żydów wyszły wtedy z obozów, ludzie zaczęli odnajdywać najbliższych lub poszukiwać ich mogił, zaczęli odbudowywać życie swoje i swojego kraju. Wszystko to nie oznacza, że taki gest wobec poległych żołnierzy równałby się jakiejkolwiek akceptacji powojennych porządków, narzuconego Polsce systemu i czerwonej niewoli.

Na naszym blogu trwa nieustanny spór o ocenę PRL oraz XX-lecia po jej upadku. Nie czytałem jeszcze książki, która wymierzyłaby sprawiedliwość Polsce rządzonej przez komunistów. Najbliższe mi są oceny prof. Andrzeja Walickiego, którego pisma gorąco polecam. Zwykły czytelnik, zwłaszcza młody, który „PRL”  nie pamięta, musi mieć niezły zamęt w głowie. Z jednej strony słyszy o katowniach bezpieki, ogląda zapowiedzi muzeum komunizmu, widzi, a może i zamieszkuje, wstrętne bloki z wielkiej płyty, ogląda fotografie pustych sklepów i gołych haków, z drugiej zaś bawi się na „kultowych” filmach powstałych w warunkach cenzury, jest świadkiem nostalgii za Kabaretem Starszych Panów, śmieje się z samochodu syrena,  wysłuchuje opowieści o bonach dolarowych i o ciułaniu dolarów na saksach w Ameryce.

Trudno jest zrozumieć, jak można było najlepsze lata swojego życia (czyli młodość i okres rozkwitu sił) przeżyć w absurdalnym, nieludzkim systemie, i jeszcze do tego wspominać, że tańczyło się na dętym festiwalu młodzieży, słuchało jazzu na Wspólnej, wędrowało z plecakiem po Tatrach lub wiosłowało kajakiem na Mazurach, podczas kiedy demokracja była fikcją, fikcją była wolność, nie mieliśmy praw człowieka, ale mieliśmy prawo do szczęścia, do miłości, do dziecka. Czy ktoś to kiedyś opisze? Pierwszy pocałunek w PRL, pierwsza koszula non-iron, pierwsza butelka Coca-Coli. To były czasy dla dzisiejszej młodzieży niewiarygodne. Jako autor felietonów pisanych pod pseudonimem „Bywalec”, byłem kiedyś na podwieczorku wydanym przez pewnego czytelnika z okazji 15. rocznicy oczekiwania na przydział telefonu! Byłem na spotkaniu klubu posiadaczy samochodu mikrus, którzy w teczkach przynosili części zapasowe i używane, żeby je między sobą wymieniać, gdyż nie mogli kupić prostej śrubki czy łożyska. A jednocześnie w tamtych czasach czytaliśmy „Poemat dla dorosłych”, list Kuronia i Modzelewskiego, drukowaliśmy „Jeden dzień Iwana Denisowicza”, to wszystko było jakimś jednym wielkim węzłem, plątaniną sprzeczności, takich jak choćby życiorys Władysława Gomułki – komunisty, ale i ofiary stalinizmu, bohatera Października, a potem antybohatera Grudnia 1970.

Kto to wszystko potrafi rozsupłać i sprawiedliwie ocenić  – ten zasłuży na Nobla z historii.