Głos z Moskwy

Kiedy śledzę głosy polskich mediów z Rosji i o Rosji, odnoszę czasami wrażenie, że strona polska przesadza w krytyce, stara się przypodobać rusofobom, których u nas nie brak, podbijać narodowego bębenka i leczyć nasze kompleksy wobec rosyjskiego imperium. Ale sprawa nie jest taka prosta. Zadałem sobie trud (bo z cyrylicą na co dzień nie obcuję) przeczytania w oryginale artykułu W. Tretiakowa (skądinąd redaktor naczelny czasopisma „Klasa polityczna”) w miarodajnym dzienniku „Izwiestia”.

Dla potrzeb naszego bloga wypisałem co bardziej pikantne fragmenty. Autor pisze o „schizofrenicznej rusofobii” Polaków. Uważa, że „List do Polaków” Putina był „zbyt inteligentny” (czytaj: jak na list do Polaków), pisze, że kompleksy i nienawiść (Polaków) stają się drugą naturą i są podporządkowane bieżącej polityce, Polacy po 70 latach szukają szkieletów w cudzych szafach, a swoje mają ich pełne, widzą w Rosji absolutne zło i winę za to, że Polska nie stała się wielkim mocarstwem sięgającym po Ural i Morze Czarne, zapytuje „kogo Polacy wyzwolili, siebie nie mogli, innych – sądzę, że nigdy”, „kogo – wolni podobno żołnierze polscy kiedykolwiek wyzwolili?”, wreszcie wyznaje, że do Polski się nie wybiera: „W Europie jest tyle pięknych i cywilizowanych krajów. Na przykład współczesne Niemcy…” I na tym kończy się artykuł.

Oprócz tych antypatycznych akcentów, są w artykule i inne rodzynki. Tretiakow słusznie pisze, że II Wojna Światowa to nie tylko Polska, i że inne państwa także miały obowiązek dbać o swoje interesy. Ale pragnąc uniknąć słowa „Rosja”, która w 1938 r. nie była państwem, ani ZSRR, bo mu nie jest na rękę obrona tego państwa, pisze per „Moskwa”: „Czy Moskwa powinna była podporządkować swoje interesy narodowe interesom narodowym wszystkich, którzy wcześniej grali z Hitlerem – np. Warszawy?”

Dla Tretiakowa II Wojna Światowa była wojną Dobra ze Złem, był napastnik i napadnięty. Kto uważa inaczej, „ten chce, żeby zwyciężył Hitler”. „Chcecie drugiej Norymbergi?” – pyta. I odpowiada: „Spróbujcie”.

Są w artykule fragmenty godne uwagi, jak np. ten, że wojna światowa nie zaczynała się (nie mam na myśli dnia wybuchu) i nie kończyła na sprawie polskiej, że inne kraje też miały swoje interesy, że rusofobia w naszym kraju istnieje i bywa wykorzystywana do celów bieżącej polityki, ale wszystko to podane jest z taką pogardą i tak prymitywnie, że ręce opadają i współczuję profesorowi Rotfeldowi, że ma z tym do czynienia w komisji do spraw trudnych pomiędzy naszymi narodami.

Na tle artykułu Tretiakowa, kunktatorski „List do Polaków” Putina to duży krok na przód, w kierunku pojednania. Dla Tretiakowa nie było 17 września, nie było Katynia, nie było podziału Europy, nie było czegoś takiego, jak imperializm wielkiej Rosji, dla niego chyba jest niezrozumiałe, że polski prezydent uznaje zajęcie Zaolzia za grzech, a być może kiedyś pochyli się nawet nad losem jeńców rosyjskich 1920 r. Dla Tretiakowa Moskwa = Dobro. Rosyjski publicysta nie bawi się w niuanse. Trudno z nim dyskutować. Ale czy jest inne wyjście?

***

PS.

Czy Lizak musi pisać o swoim adwersarzu per „idiota” i wzywać, żeby „zamknął swoją brudną gębę”? Czy Sławomirski musi pisać, że lizakowym ludziom „słoma wychodzi z butów”? Jeżeli Panowie nie powściągną swoich temperamentów, to – niestety – takie wpisy będą usuwane w całości. Proszę Autorów o umiar, a Moderatorów o więcej zdecydowania.

Daję Wam tydzień na refleksję i ochłonięcie – na tyle wyjeżdżam na urlop.