Wojna o krzyże

A więc mamy i my pierwszy pozew do sądu o zdjęcie krzyży ze ścian instytucji państwowej, jaką jest Urząd Miejski w Świnoujściu. Sprawę Lesław Maciejewski (53 lata, malarz budowlany) przeciwko urzędowi będę śledził, ale bez podniecania się.

Dobrze się stało, że pan Maciejewski wniósł pozew, źle by było, gdyby z tego powodu wybuchła wojna o krzyże. Nie jest nam potrzebna wyprawa antykrzyżowa, raczej spokojny dialog i rozstrzygnięcia sądowe. Ja osobiście swoją publicystyką nie zamierzam dolewać oliwy do ognia (odprowadzałem swojego pasierba, kiedy był dzieckiem, do punktu katechetycznego, bo taka była wola jego mamy, a także zdejmuję czapkę przechodząc przed kościołem, żeby uszanować obyczaj), ale nie ma też co chować głowy w piasek i udawać, że sprawy nie ma, a pan Maciejewski niepotrzebnie się unosi.

W moim mniemaniu krzyż w Polsce pełni podwójną rolę. Jest symbolem religijnym, dla większości Polaków świętym, i jak żadnego symbolu religijnego nie wolno go znieważać, demonstracyjnie zdejmować, usuwać etc. Ale krzyż w miejscach publicznych, np. na placach, ulicach, lotniskach, a tym bardziej krzyż w miejscu urzędowym (Sejm, Kancelaria Prezydenta, szkoły publiczne, urzędu państwowe i samorządowe) ma inny charakter niż krzyżyk na szyi, w kaplicy czy w mieszkaniu. Krzyż w miejscu publicznym jest symbolem sojuszu ołtarza i tronu, Kościoła i państwa. W Polsce towarzyszy on człowiekowi od urodzenia w publicznym szpitalu, poprzez publiczne przedszkole, szkołę, aż po szpital i ostatnie tchnienie. Praktycznie dotyczy to każdego człowieka, także znikomej mniejszości, która w Polsce nie jest katolicka, a która będzie rosnąć.

Ja osobiście nie zamierzam poświęcić reszty życia na walkę o świeckie państwo, przeciwko państwu wyznaniowemu, nie jest to mój temat, „my cup of tea”, ale rozumiem pana Maciejewskiego ze Świnoujścia. W Polsce nie ma wyraźnego rozdziału Kościoła od państwa, na mocy konkordatu, a także utrwalonych obyczajów, Kościół katolicki cieszy się ogromnymi przywilejami. Emerytury duchowieństwa płaci państwo, państwo kształci duchownych, subwencjonuje uczelnie i zabytki kościelne (co rozumiem, ponieważ ratuje skarby kultury i popiera oświatę), w przedszkolu, na zebraniu rodzicielskim rodzice zapisują dzieci hurtem – na obiady, na angielski, na muzykę, na katechezę, w szkole katecheza jest już praktycznie obowiązkowa, każde kolejne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego przybliża nas ku temu, że religia staje się równie ważna jak matematyka czy chemia (i tak będzie „odrabiana” przez młodzież).

Komisja Majątkowa bez żadnego nadzoru sądowego, parlamentarnego czy rządowego, z naddatkiem zwracała Kościołowi skonfiskowane przez komunistów majątki (taka łaska nie spotkała świeckich ofiar upaństwowienia i nacjonalizacji), politycy obu najważniejszych partii pielgrzymują do „swoich” duchownych w Krakowie lub w Toruniu, funkcjonariusze instytucji państwowych pielgrzymują do Częstochowy nie jako osoby prywatne czy członkowie parafii (co jest absolutnie normalne), ale jako pracownicy instytucji X lub Y, przedstawiciele duchowieństwa uczestniczą w każdej uroczystości państwowej – od inauguracji roku szkolnego po ważne obchody i defilady, itd. itp.

Oczywiście, wiele daje się wytłumaczyć historią, kulturą, religijnością społeczeństwa polskiego, a także zasługami Kościoła katolickiego dla ocalenia polskości, wiary, języka, niezależności w latach zaborów, okupacji hitlerowskiej i dominacji radzieckiej, kiedy Kościół najpierw był prześladowany, a kardynał Wyszyński internowany, kiedy zgodę na budowę każdej świątyni trzeba było wyszarpać władzy, a służby specjalne szantażowały duchownych. Ale od tamtych czasów minęło już kilkadziesiąt lat i obecnie popadliśmy w drugą skrajność, kiedy Sejm przeznacza miliony na budowę gigantycznej świątyni, przemianowanej w tym celu na muzeum.

Nic więc dziwnego, że ktoś powiedział „dość!”. Sądzę, że nie od razu, ale stopniowo, krok po kroku – pomimo ogromnego sprzeciwu obrońców państwa wyznaniowego, z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który od razu odrzucił orzeczenie międzynarodowego trybunału – państwo będzie nabierało charakteru świeckiego. Tak będzie lepiej dla kościołów i dla państwa.

***

PS.

Absolwent – brawo za wpis dotyczący kwalifikacji ekonomicznych takich osób jak Stefan Kisielewski, KTT, Żakowski, Łagowski i inni, którzy ośmielają się dyskutować o planie Balcerowicza. Podobnie jak formalne wykształcenie nie ma znaczenia w sprawie posłanki Kempy w komisji hazardowej, tak i „czepianie” się wykształcenia ma odwracać uwagę od sprawy.

Bibliotekarz – to prawda, wiele lat temu, kiedy pisałem teksty satyryczne, napisałem parodię rządowej troski o zaopatrzenie ludności w marihuanę, ale nie ma tego tekstu i wiem, gdzie mógłby być. Pozdrawiam!