Gdy wody opadną

Jednym ze skutków powodzi jest zatopienie polskiej polityki i kampanii wyborczej. Na pewien czas polska myśl polityczna i strategia wyborcza znalazły się pod wodą, w cieniu tragedii. Czy tak musiało być?

Niekoniecznie. Gdyby myśl polityczna i treść kampanii były bogatsze, merytoryczne, stały na wyższym poziomie, byłyby zapewne wyciszone, ale nie zniknęłyby całkowicie. Są sprawy, o których można dyskutować nawet w czasie powodzi, ale w tym celu należy myśleć o sprawach, a nie o zwierzętach futerkowych. Polska polityka i kampania są raczej skromne, wręcz taniutkie (w obu znaczeniach tego słowa). Platforma i jej zwolennicy skupiają się na demaskowaniu maskarady Jarosława Kaczyńskiego i przypominają nędzę czwartej RP, z agentami, łże-elitą, pseudo-inteligencją, ZOMO i innymi produktami bogatej fantazji Jarosława Kaczyńskiego. Ten z kolei o wszystkim zapomniał, wypiera się swojej przeszłości, uważając, że społeczeństwo pozbawione jest pamięci.

Są to jednak wyłącznie metody walki wyborczej, bez żadnych nowin programowych. Także zwolennicy prezesa PiS, nie mając wiele do zaoferowania, zajęci są demaskowaniem ekscesów strony przeciwnej, takich jak mówienie o wojnie domowej, która jakoby trwa, nekrofilii lub o wyższości ojca pięciorga dzieci nad hodowcą zwierząt futerkowych. Z lubością wyciągają też potknięcia Komorowskiego. Rzeczywiście, użyty przez kandydata PO dowcip, że przemówienia powinny być krótkie, a kiełbasa długa, jest raczej na poziomie ogniska harcerskiego. Wytyka się też Komorowskiemu, że jest (od niedawna – „był”) myśliwym. Jeśli o mnie chodzi, to nie cierpię tej pasji, nawet pomimo zapewnień, że myśliwym chodzi o regulację pogłowia wilków i dzików. Nie chcę, żeby mój prezydent polował, chodził z fuzją, strzelał do zwierząt. ALE, z dwojga złego, wolę polityka, który poluje na zwierzęta od takiego, który poluje na ludzi.

Czwarta RP była polowaniem na ludzi – na agentów, współpracowników, komunistów, postkomunistów, skorumpowanych lekarzy, zamkniętych w swoich korporacjach prawników, sędziów, adwokatów, profesorów, na ludzi układu, na członków Trybunału, na polskojęzyczne media, na bogatych (jeśli mają pieniądze, to skądś je mają…), na „partię rosyjską” i na „partię białej flagi”. Symbolem IV RP była dla mnie wypowiedź namaszczonego przez Jarosława Kaczyńskiego prezesa TVP, który zapowiedział, że trzeba wymienić wszystkich, ze strażnikami włącznie. Politykę tę realizowali także prezesi Polskiego Radia, pp. Czabański i Targalski. Szkód było znacznie więcej, ale ich przypominanie nie może być jedynym elementem kampanii Platformy. Trzeba odpowiedzieć na pytanie „co dalej?”, co zaproponować wyborcom, kiedy wody opadną?

Na to pytanie żadna ze znaczących partii (włącznie z SLD) nie ma odpowiedzi, a jeżeli ją ma, to nie dotarła ona do wyborców. Winne są nie tylko dwie kolejne tragedia, kiedy polityka zeszła na dalszy plan. W elitach intelektualnych i politycznych nie narodziła się żadna większa idea, która stałaby się osią dyskusji, zorganizowałaby wokół niej partie, poruszyła wyborców. Polskie fabryki myśli (tzw. think tanki) nie mają wiele do zaoferowania, dwie główne partie polityczne oraz ich kandydaci programowo niewiele się różnią, mają za sobą podobną przeszłość, wspólne decyzje dotyczące kapitalizmu, obniżania podatków (i narzekania na słabe państwo), IPN, CBA, lustracji, pozbawienia uprawnień funkcjonariuszy dawnego reżimu, państwa wyznaniowego, in vitro itd., itp.

Kiedy wody opadną, okaże się, że najważniejsze jest to, co konsekwentnie zapominał Jarosław Kaczyński lub nieopatrznie powiedzieli Bartoszewski i Wajda. Zresztą, czy tak nieopatrznie? Żart Bartoszewskiego był ad personam i jako taki – niewskazany, zwłaszcza wobec człowieka w żałobie, ale skoro prezes zdecydował się na kandydowanie – nie może być nietykalny. W kampanii, w której nie jest ważny program (bo go nie ma), tylko życiorys i cechy osobowości kandydata, słowa Bartoszewskiego nie były znów takie drastyczne. Pamiętajmy też, w jaki sposób Bartoszewski był potraktowany przez Czwartą RP. Sam prezydent zerwał z nim znajomość. Co zaś się tyczy „wojny domowej”, o której mówił Wajda, to coś w tym jest. Wystarczy przypomnieć wiersz J.M. Rymkiewicza. Widocznie artyści tak czują.

Na jeden temat wszyscy taktownie milczą – w jaki sposób Jarosław Kaczyński miałby podołać obowiązkom prezydenta? To zresztą nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że kiedy wszystko wróci do normy, zobaczymy pustynię programową.