Topór wojenny PiS

Najważniejsza nie jest już Polska. Najważniejsza jest katastrofa, a ściślej – powrót PiS do władzy. Katastrofa smoleńska ma być katastrofą Tuska.

Poległy męczeńską śmiercią prezydent Lech Kaczyński zmartwychwstanie w osobie swojego brata – taka jest wola prezesa. Nazajutrz po wyborach prezydenckich, prezes Kaczyński i jego partia przestali mówić o zakończeniu wojny polsko-polskiej, przestali wyciągać rękę do zgody (poprzednio wyciągniętą nawet do Edwarda Gierka), zamiast aniołków prezesa zobaczyliśmy znowu nieustraszonych wojowników – Joachima Brudzińskiego i Beatę Kempę, nawet posłanka Kluzik-Rostkowska zaczęła powtarzać za prezesem, że dwie wyprawy do Katynia były przyczyną tragedii.

W kolejnych wywiadach dla bliskich sobie mediów („Rz.” i „Gazeta Polska”), tak żeby nie było niewygodnych pytań, prezes Kaczyński wykopał topór wojenny, powiedział, co jest dla niego najważniejsze. Ten topór to katastrofa smoleńska, przy pomocy której Kaczyński chce wrócić do władzy, pogrążyć Tuska i jego rząd. „Uczynię wszystko, by wyjaśnić przyczyny katastrofy samolotu rządowego. (Nie ‘prezydenckiego’ tylko ‘rządowego’ – Pass.). TO JEST DZIŚ DLA MNIE NAJWAZNIEJSZE I OSOBIŚCIE I POLITYCZNIE. Będę zabiegał o wyciągnięcie konsekwencji nie tylko prawnych wobec tych, którzy mogli przyczynić się do tego zdarzenia, ale także politycznych i moralnych. Ustalenie osób odpowiedzialnych za katastrofę smoleńską NIE WYMAGA ŚLEDZTWA. Ale to trzeba powiedzieć w odpowiednim momencie tak, by usłyszała o tym cała Polska i cały świat”.

„Odpowiedni moment” jeszcze nie nadszedł, ale nadejdzie – moim zdaniem – bliżej wyborów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że wyjaśnienie wszystkich przyczyn katastrofy i ustalenie winnych musi trwać latami, to mamy program PiS co najmniej do wyborów parlamentarnych. Niektóre sprawy (IV RP, antykomunizm bez komunistów) prezes pogrzebał, choć nie wiadomo na jak długo, inne – jak reforma ochrony zdrowia, wykorzystanie dotacji unijnych, obrona wsi – pójdą na plan dalszy, a pierwsza linia frontu zostanie zbudowana wokół katastrofy. Widocznie prezes uznał, że lepszej płaszczyzny konfrontacji nie znajdzie.

Po 10 kwietnia Jarosław Kaczyński miał kilka możliwości – wycofać się z życia politycznego z powodu ciężaru, jaki musi dźwigać, wrócić do życia politycznego ale bez rozgrywania tragedii – jak to uczynił w czasie kampanii wyborczej, i jak mógł uczynić dalej („ciszej nad t a trumną”), wreszcie wrócić do polityki i uczynić z tragedii sztandar swojej działalności. Wybrał ten trzeci wariant. Od pochówku na Wawelu po obronę krzyża przed pałacem prezydenckim – wszystko wskazywało na to, że PiS zamierza zogniskować swoją działalność wokół zbrodni Tuska i jego otoczenia.

Oskarżenia, jakie w ciągu ostatnich 48 godzin wysunęli działacze PiS, z prezesem na czele, są niezliczone i niesłychane: wedle PiS – lekceważono prezydenta, nie dopuszczano go do wyjazdu na obchody katyńskie, nie załatwiono mu zaproszenia i odpowiedniej rangi wizyty, rząd prowadził „zbrodniczą politykę” – nie kupił samolotów (jak gdyby Tusk leciał lepszym samolotem, lub awaria samolotu była przyczyną katastrofy),   Tusk dopuścił się zdrady głównej, obściskiwał się z Putinem, podczas gdy ciało prezydenta leżało w błocie, „w ruskiej trumnie”, „wprost grali z Rosjanami”, premier zdecydował się polecieć do Smoleńska dopiero gdy dowiedział się, że leci tam J. Kaczyński, to co „wyrabiał Tusk” po wylądowaniu „nie mieści się w głowie”  prezesa, rola Tuska i Putina w tym wypadku była „niejasna”. Jeżeli dodamy do tego cały arsenał zarzutów na temat prowadzonego śledztwa, na temat postępowania władz rosyjskich i polskich (trzy miesiące minęły i nic  nie wiadomo, niczego nie dowiedzieliśmy się itd), jeżeli dodamy postulat powołania komisji międzynarodowej, jeżeli wyobrazimy sobie, co wszystko wyniknie, jeżeli dojdzie do pierwszych ekshumacji, to możemy sobie wyobrazić, że czeka nas nowa katastrofa – wojna polsko-polska nad trumnami, okropne, gorszące widowisko, które wystawi polskiej klasie politycznej i nam wszystkim złe świadectwo.

Żeby była jasność: pisałem od pierwszego dnia, że winą za katastrofę nie można obciążać tylko jednej strony, ten samolot i ta katastrofa to była cała Polska – nasze państwo, rząd, prezydent, wojsko, konflikt pałaców, lekceważenie norm i przepisów, lot z pogwałceniem wielu reguł (bez znajomości warunków meteo w Smoleńsku), „Polnische Wirtschaft”, to, co się działo w samolocie, trwanie przy zamiarze lądowania w Smoleńsku mimo kilku ostrzeżeń, a także przyczyny po stronie rosyjskiej. Na tę katastrofę złożyło się wiele przyczyn, nikt nie jest bez winy – także  niektóre jej ofiary oraz ci, którzy są wśród żywych…

Znając już winnego i wskazując tylko na Tuska, jego rząd i na Rosjan, prezes Kaczyński kompromituje się jako polityk, krzyczy „łapaj złodzieja”, zapowiada kampanię („Już wkrótce będziemy mogli o tym porozmawiać”), jeszcze wczoraj był obolały, milczący, osowiały, w głębokiej żałobie, u boku ciężko chorej matki – dziś wstąpiła weń energia, ma nowy cel: odrodzić się z popiołów Smoleńska, przekształcić katastrofę samolotu w katastrofę Tuska, w swoje  polityczne zwycięstwo i w powrót do władzy.

Gdyby Jarosław Kaczyński był mężem stanu, kierowałby się interesem Polski, a nie swoim i swojej partii. Interes Polski zaś wymaga, żeby przyczyny katastrofy były wyjaśnione do końca, zgodnie z prawem, bez mieszania się polityków, by  wnioski i konsekwencje – polityczne oraz prawne – zostały wyciągnięte, ale nie żeby to był  priorytet numer jeden  prawie 40-milionowego narodu. Chyba, że ktoś uważa, że bez względu na koszty, priorytetem jest powrót Jarosława Kaczyńskiego do władzy.