J.K. Dezerterzy

Polska to faktycznie kraj cudów. Jednego dnia, nazajutrz po wyborach prezydenckich, nastąpiła cudowna przemiana wizerunku prezesa Kaczyńskiego. Z gołąbka pokoju, z gałązką oliwną w dzióbku, który zapowiadał koniec wojny polsko-polskiej, pozdrawiał „przyjaciół Rosjan”, miał nawet dobre słowo dla Gierka, z dnia na dzień przekształcił się ponownie w groźnego wilka, który spuścił z uwięzi swoich najwierniejszych rycerzy, Joachima Brudzińskiego and Co. , a milutkie baranki, PP. Poncyliusza i Kluzik-Rostkowską, pozostawił bez żadnego łupu, czyli bez nagrody za bardzo udaną kampanię prezesa. Rzucił się za to do walki przy pomocy krzyża i katastrofy. Oszustwo, które wiele osób wietrzyło w metamorfozie prezesa, stało się oczywiste nawet dla miłośników J.K..

Obecnie jesteśmy świadkami kolejnego cudu: zazwyczaj przekonani do PiS politycy, komentatorzy i publicyści zaczynają dystansować się od Jarosława Kaczyńskiego. Wschodząca gwiazda PiS, dr Marek MIGALSKI, eurodeputowany z łaski prezesa (oraz tysięcy wyborców), na swoim blogu i w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, przejechał się ostro po prezesie, mówiąc m.in., że skrzywdził autorów swojej kampanii, wrócił do taktyki konfrontacyjnej, a w ogóle to tańczy tak, jak mu zagra Tusk z Michnikiem. Trudno o większą zniewagę.

RZECZPOSPOLITA – medium, które przez ostatnich kilka lat zasłużyło na zaufanie prezesa, zaczyna się od niego wyraźnie dystansować. Redaktor naczelny, Paweł LISICKI pisał (13.07): „Czy naprawdę wolno jednym tchem wymieniać przypadkową tragedię (!!-Pass) – katastrofę pod Smoleńskiem- ze świadomą ofiarą życia, co stało się udziałem oficerów zamordowanych w Katyniu?” A w sprawie krzyża przed pałacem, w obronę którego zaangażował się prezes (ostrzegając Komorowskiego, żeby nie szedł śladem Napieralskiego i Zapatero), red. naczelny „Rz” pisał: „Obrona krzyża zamyka ponownie partię Jarosława Kaczyńskiego w zaułku, z którego wydostała się w czasie kampanii prezydenckiej”. Przypomina o dawnym wizerunku PiS jako ugrupowania „nie rozumiejącego współczesności, o ciasnych horyzontach, blisko związanego z radiem Maryja. Wszystko to skutecznie odpycha umiarkowanych wyborców z centrum (…)”

Gdyby to był głos na łamach „Rz” odosobniony, komisja do spraw cudów mogłaby go nie uznać, ale oto dwa dni później, zastępca Lisickiego, red. Marek MAGIEROWSKI (w mojej ocenie – twarda prawica), w komentarzu „Rz” pisał, że PiS „ściąga właśnie na siebie nieszczęście” utraty wiarygodności. Dostało się Brudzińskiemu za „ruską trumnę”, Błaszczakowi, za porównanie intencji (Komorowskiego) przesunięcia krzyża do PRL, która likwidowała symbole religijne, Kurskiemu, za „cenzurę” jaka rzekomo panowała w PiS przed wyborami.

Magierowski nie zostawia na J.K. suchej nitki za to, że porzucił taktykę otwarcia i umiaru, przypomniał mediom dawną twarz PiS, a po „Przesłaniu do Rosjan” wprowadzono do debaty „ruskie trumny”. „Niektórym politykom nie chodzi o prawdę (smoleńską – Pass). Chodzi o ostateczne wdeptanie wroga w ziemię”. Gdyby to pisał Baczyński, Michnik czy Żakowski – to bym się nie dziwił, ale redaktor „Rz”, jeden z najbardziej niezależnych redaktorów najbardziej niezależnego (od ‘układu’) dziennika? Czy to nie cud?

Na tym nie koniec, bo oto polityką J.K. poczuł się dotknięty Igor JANKE (17.07):, który w „Komentarzu Rz.” pisał: „Sugerowanie, że jeśli ktoś ma na temat krzyża inne zdanie, to stoi po drugiej stronie ‘w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii i polskich POWIĄZAŃ’ (podkr. Pass), a ‘każdy, kto twierdzi coś innego, dopuszcza się ciężkiego moralnego nadużycia’ jest po prostu OBURZAJĄCE. Czuję się OSOBIŚCIE URAŻONY słowami prezesa PiS. A wykluczenie tych, którzy inaczej myślą o sprawach krzyża przed pałacem, jest właśnie moralnym nadużyciem” – kończy Janke.

Inny gorący sympatyk, Piotr Gursztyn (Rz. 28.07) pisze o „trwonieniu dorobku z czasów kampanii” PiS, o „quasi-publicystycznym temperamencie” prezesa, od którego „usłyszymy jeszcze nie raz słowa szkodliwe dla niego samego”.

Gangrena zwątpienia toczy nie tylko „Rzeczpospolitą”, którą Tusk już odwojował bez oddania jednego wystrzału oraz dra Marka Migalskiego, (który jest jeszcze do odwojowania). Nawet Jadwiga Staniszkis, uczona białogłowa, która przed wyborami tuliła prezesa, teraz dopuszcza myśl, że ofensywa J.K. w sprawie katastrofy może mieć na celu zagłuszenie słów prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pokładzie samolotu. Łukasz WARZECHA, inny zdecydowany sympatyk prawicy, w artykule pod znamiennym tytułem „PiS się stacza. Na dno?” („Fakt”, 26.07) pisze, że wśród umiarkowanych zwolenników PiS narasta „zniechęcenie”, „żal”, „rozpacz”. Prezes Kaczyński „wraca do najgorszej tradycji wizerunkowej swojej partii”, „wydaje się z perwersyjnym upodobaniem grać pod batutą Palikota”.

Tu i ówdzie odezwie się jeszcze jakiś miłośnik prezesa (Stanisław Janecki jest wierny do końca), ale chór śpiewa już na inną nutę. Nawet przekonani zwolennicy prezesa Kaczyńskiego odsuwają się od niego, ośmielają się go krytykować. Jeszcze trochę, a „Rzeczpospolita”, w której tyle razy pisano o „histerycznej nagonce” na PiS i na Jarosława Kaczyńskiego, sama znajdzie się wśród autorów obłędnej nagonki.

Nie dziwnego, ktoś, kto obdarzał prezesa takim zaufaniem, teraz czuje się urażony, nie dziwię się rozczarowaniu politologa, który z nominacji prezesa trafił na listę wyborczą PiS i dziś pobiera sowite diety (co mu wymawia Janecki). Ludzie, którzy zaangażowali się po stronie prezesa i PIS mają prawo czuć się zawiedzeni. Mogą też mieć pretensje do siebie samych, że źle ulokowali swoje sympatie, ryzykując wiarygodność swoją i swoich mediów. Kto jest bez winy – niech pierwszy rzuci kamieniem. Sam prezes Kaczyński też ma prawo być rozżalony. Stracił „Wprost”, nie może ufać „Rzepie”, nad „niezależną TVP” gromadzą się chmury, imperium medialne PiS (które, oczywiście nie istniało, gdyż media były w rękach ‘układu’) zaczyna się kruszyć. Ciekawe, czy w samej partii również pojawią się J.K. dezerterzy. Oberleutnant von Nogay z pamiętnego filmu Janusza Majewskiego może mieć dużo roboty z maruderami i z dysydentami.

PS. HELENA I RYBA mają żal z powodu łobuzerii na blogu. Mnie się to też nie podoba, ale istnieją granice selekcji. Mamy dylemat gospodarzy stadionów piłkarskich: Jeżeli będziemy odcinać wszystkich chuliganów, to w końcu zostaniemy sami. Lepiej więc zaciąć zęby i ich przewijać. A Szanownych Moderatorów uprzejmie proszę, żeby nie byli zbyt łaskawi i nie tolerowali chamstwa.

JOANNA, WODNIK – Podzielam pogląd państwa na politykę historyczną w wydaniu Muzeum Powstania Warszawskiego, także przerabiania Powstania na śpiewogrę i przebierankę, ale nie zamierzam co roku do tego powracać.