ŻENADA

Z zażenowaniem czyta się o wyborze nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. To ewidentny skandal i zarazem defekt polskiej demokracji. W Stanach Zjednoczonych, gdzie Sąd Najwyższy spełnia także rolę trybunału konstytucyjnego, wybór kolejnego sędziego stanowi jedno z najważniejszych wydarzeń (oczywiście, po wyborze prezydenta). Każdy kandydat jest prześwietlany w najdrobniejszych szczegółach, każde jego głosowanie, każde uzasadnienie lub zdanie odrębne, każda publikacja, ba, każde wystąpienie publiczne w karierze, każdy wywiad prasowy – wszystko to jest przedmiotem drobiazgowych dociekań, także w mediach. Konserwatywny czy liberalny? Jak głosował w sprawach praw człowieka, jakie ma poglądy na przerywanie ciąży, na równouprawnienie kobiet, na prawa mniejszości itd. itp.

W Polsce natomiast, która jest dumna ze swojej demokracji i stawia się za wzór dla takich państw jak Ukraina, Białoruś, Rosja, Chiny i inne, wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego dokonuje się byle jak, na łapu capu, w pośpiechu i w atmosferze politycznych targów. Poszczególne kandydatury nie zyskały zainteresowania mediów, które ograniczyły się do 1-2 publikacji (może z wyjątkiem „GW”). Kandydaci nie byli maglowani przez słynących z dociekliwości dziennikarzy. Nie widziałem obszernych i dociekliwych wywiadów. Dlaczego? Niestety, dlatego że przygotowanie się do takiej rozmowy jest trudne i czasochłonne, wymaga kompetencji, podczas kiedy Palikot czy Kempa nie mają znaczącego dorobku, który trzeba wertować, zanim zaprosi się ich do studia albo do gazety. Poza tym – kogo obchodzi jakiś trybunał, jakiś profesor, jakiś sąd – wiadomo, że o wszystkim decydują politycy.

I tak się też stało tym razem. Platforma zachowała się beznadziejnie, dała plamę podobną do tej, jaką dała zrywając (z inicjatywy Donalda Tuska) wynegocjowane porozumienie z SLD w sprawie ustawy o mediach. Tym razem posłom Platformy nakazano (dyscyplina partyjna w głosowaniu) nie popierać najlepszego kandydata, jakim był – zdaniem środowiska – profesor Andrzej Wróbel. PO utrąciła także kandydatkę PiS, byle tylko przepchnąć wyłącznie swoich i kandydata koalicyjnego PSL, dra habilitowanego Marka Zubika (36 lat!). Jak słychać, dorobek tego ostatniego, nawet jak na jego młody wiek, jest obiecujący, ale nie imponujący. Ponadto w tym przypadku młodość, wręcz rekordowo młody wiek, nie jest atutem – przeciwnie, na tym stanowisku trzeba mieć doświadczenie, gromadzone latami, najlepiej w pracy akademickiej i sędziowskiej. Panowie z PSL, Pawlak i Stefaniuk – główni sponsorzy kandydatury dra Zubika – nie potrafili publicznie uzasadnić swojego wyboru.

Nic dziwnego, że prawdziwe autorytety załamują ręce. Prof. Jerzy Stępień, były prezes TK, mówi ironicznie, że widocznie Platforma ma w zanadrzu jeszcze lepszego kandydata niż prof. Wróbel. Także dr Adam Bodnar „ma nadzieję”, że Platforma zgłosi kandydata na poziomie prof. Wróbla. Z tego co słyszę – jest to niemożliwe. Ba, poważni kandydaci nie chcą teraz kandydować, żeby nie zasiąść w Trybunale obok osób, które nie powinny się tam znaleźć. Wstyd, Platformo! Popieram to, co napisała Ewa Siedlecka w „GW”: Platforma okazała się platformerska nie obywatelska.

Z innych wydarzeń: oświadczenie rosyjskiej Dumy w sprawie zbrodni katyńskiej to ważny krok, choć nie załatwia sprawy do końca. To krok ważny w dziedzinie destalinizacji i dekomunizacji Rosji oraz niektórych państw sąsiednich. W stosunkach polsko-rosyjskich to kolejny krok po wizycie Putina na Westerplatte, po udziale Miedwiediewa w pogrzebie prezydenta Kaczyńskiego, po rozpowszechnieniu filmu Wajdy „Katyń”, po rozmowach z Ławrowem etc. Na pewno oświadczenie Dumy nie zamyka sprawy, ale nie jest pustym gestem, jest ważnym wydarzeniem – i o tym świadczą głosy mediów w Rosji i na Zachodzie. Że jest to oświadczenie „narzucone” przez rządzących? Że jest to gest przed wizytą Miedwiediewa? Że ma to ułatwić zbliżenie Rosji do Unii Europejskiej? Że nie jest to krok całkiem spontaniczny i bezinteresowny – to wszystko prawda, ale jednak został postawiony. Jeżeli chcemy mieć przyjaciół, to musimy docenić to, co robią, a nie tylko odrzucać ich wysiłki jako niewystarczające. Takie są prawa polityki.