Obce słowa

Aleksander Kwaśniewski w noworocznym wywiadzie dla Polskiego Radia (Program I, Jan Ordyński) zauważył, że modne są teraz trzy słowa: NARRACJA, EMPATIA i ASERTYWNOŚĆ.

Faktycznie, gdziekolwiek spojrzeć, trwa spór o narrację, o to, czyja wersja, czyje widzenie świata zwycięży. Najlepiej widać to po katastrofie smoleńskiej, którą każdy tłumaczy jak chce (a niektórzy – jak im wygodnie), ale zostawmy ten bolesny temat. Weźmy na przykład PRL. Trwa „narracja” IPN, telewizji (właściwie każdej), podręczników, wedle której PRL = samo ZŁO, areszty, bicie, okupacja, egzekucje, ZOMO, kłamstwo, cenzura, pięć lat czekania na paszport, dziesięć na telefon, dwadzieścia na mieszkanie, pięćdziesiąt na wolność. I to wszystko prawda! A obok tego, może mimo to, może wbrew tej narracji, trwa festiwal PRL. W muzeum ma być otwarta wystawa wzornictwa przemysłowego z czasów PRL, filmy i seriale cieszą się ogromnym powodzeniem, mimo, że były zakłamane, stanowiły opium dla ludu, mnożą się nostalgiczne książki („PRL na widelcu” – o jedzeniu i o „żywieniu”, świetna), każda nota biograficzna z okazji czyjegoś jubileuszu, pełna jest jego dokonań. Skąd się ta moda bierze? Wszak nie ma jednego źródła gloryfikacji PRL, nie ma żadnego instytutu pamięci PRL, nie ma telewizji ani innych mediów PRL, a niepoprawna politycznie legenda tamtych czasów żyje. Wystarczy przeczytać biografię Kaliny Jędrusik, o której na tym blogu wiele napisano, żeby zobaczyć, że życie nie było takie proste – Stanisław Dygat był represjonowany za podpisywanie protestów, ale lepiej jest pamiętana jego małżonka i jej dolce vita.

To tyle o narracji, a teraz – empatia. Tylu ciepłych słów i wyrazów sympatii, jakie kierowane są pod adresem Jana Pospieszalskiego – dawno już nie czytałem. Ogromne są pokłady empatii w światku politycznym. Mówi się, że Polak – Polakowi wilkiem, że wielka jest nieufność, nieżyczliwość, a okazuje się, że jest odwrotnie. Kiedy Grzegorz Gauden zwalniał Bronisława Wildsteina z „Rz” – pod oknami redakcji odbyła się demonstracja poparcia. Kiedy zwalniano Krzysztofa Skowrońskiego z Radiowej Trójki – to samo. Teraz, tylko dlatego, że Jan Pospieszalski ma stracić swój program i prowadzić jakiś inny – podnosi się alarm w obronie zagrożonej wolności słowa i pluralizmu. Jak gdyby programy i posady były dożywotnie. Marek Migalski apeluje, żeby pozostawić Pospieszalskiego, podobnie jak Tomasza Lisa i Monikę Olejnik (choć ta druga pracuje w telewizji prywatnej, a porównanie jej do Pospieszalskiego jest bez sensu). Zaś Bronisław Wildstein pisze: „Trudno sobie wyobrazić bardziej stronnicze postacie niż Monika Olejnik, Tomasz Lis czy Jacek Żakowski”, którego nazywa elegancko „funkcjonariuszem” mediów III RP. Jak widać, pokłady empatii są u nas ogromne, przynajmniej na prawicy, bo w czasie kiedy K. Czabański dyrygował Radiem, a Telewizją kierował B.Wildstein czy A. Urbański, lewica nie potrafiła wyprowadzić na ulice psa z kulawą nogą.

I jeszcze słówko o asertywności. W polityce zagranicznej ma ona oznaczać zdecydowana obronę polskich interesów narodowych, najlepiej w formie obrażania się, walenia pięścią w stół, czyli politykę w stylu Chruszczowa, który walił butem w stół ONZ. Za brak takiej asertywności trudno mieć do Tuska pretensje. Trudno mieć także za złe hamletyzowanie w sprawie systemu emerytalnego itp. Ale już w sprawie in vitro? Pomysł posła Tomczykiewicza, żeby rozpisać w Platformie ankietę (!) w sprawie in vitro, wydaje mi się dziwaczny. Odwagi i przywództwa można jednak od partii rządzącej oczekiwać. I więcej asertywności w sprawie kupowania głosów w Wałbrzychu też by się przydało. A w sprawie ewentualnej dymisji ministra Grabarczyka? Na pewno jego odwołanie nic by nie zmieniło, bo od tego by wagonów i lokomotyw nie przybyło, ale byłby to sygnał, że katastrofa kolejowa jest bardzo ważna, a nie średnio ważna. Zapewnienia, że w czwartym roku kadencji rząd zabierze się za porządkowanie sytuacji na kolejach brzmią niepoważnie. Ktoś powinien był ten kryzys przewidzieć i ostrzec naiwnych pasażerów. Premier Tusk rzadko jest asertywny, i to w nieoczekiwanych momentach. Ćwiąkalskiego zwolnił – Grabarczyka trzyma. Jacka Karnowskiego w Sopocie poturbował, a na temat ludzi Platformy w Wałbrzychu na razie milczy. Czasami trudno się zorientować, czy Donald Tusk gra w ataku czy w obronie…
Może w tym tkwi jego siła?

To tyle na temat trzech słów, które – dziwnym trafem – wszystkie są pochodzenia obcego.