Michnik – najgorszy w Rzeczpospolitej i w Europie

Michnik – ten się potrafi urządzić! Niby przegrany, zdemaskowany, passe, a wyłazi zza każdej choinki i włazi do każdej szopki, mości sobie posłanie w każdej stajence. Ostatni weekend roku 2008 też należał do niego, mimo żałosnych wysiłków Św. Mikołaja i Woody Allena.

Weźmy, dla przykładu, dodatek „Europa”, do gazety „Dziennik”. Celowo omijamy wstępniak „o politycznej detronizacji mediów, ideologii i Kościoła”, gdyż media i dialog z Kościołem – to pachnie Michnikiem na odległość („Kościół. Lewica. Dialog”). Na wszelki wypadek pogrążamy się w rozmowie ze znawcą Becketta – Antonim Liberą. Panowie sobie gadu – gadu, prędko schodzą na Michnika. – Ambicje Adama Michnika – czytamy – „nie mogły ograniczyć się do dziennikarstwa, bo on jest z natury politycznym demiurgiem”, zauważa redaktor Michalski. „Tak” – odpowiada pisarz. – Zdumiewa – dodaje, że tak niewielka grupa ludzi CZY WRĘCZ JEDNA OSOBA potrafiła narzucić społeczeństwu swoje standardy.” (Podkr. Pass.)

Dziennikarz usiłuje pocieszyć pisarza: „…pomysł Michnika jest żywy, ale jego polityczna sprawa upadła” – mówi. Pisarz jednak Michnikowi nie odpuszcza. Przypomina, że kiedy był redaktorem „Pulsu”, Michnik miał inne zdanie na temat książki Jaruzelskiego, którą „promował”. Nawet Tomasz Lis, z reguły surowy i twardy, „przed Michnikiem jednak się płaszczył jak zastraszony uczeń; nawet siedział jakoś inaczej”. (Ja miałem wrażenie przeciwne – że Lis czepiał się Michnika, wyciągał Maleszkę, Rywina, Jaruzelskiego etc., marnując okazję do poważnej rozmowy, pierwszej w TVP od pięciu lat.) Powieść Antoniego Libery „Madame” bardzo mi się podobała, rozmowa w „Europie” mniej, ponieważ znawca Becketta okazał się kolejnym Michnikojadem.

Nie on jeden. Na następnej kartce „Europy” trwa festiwal Michnika. Rafał Matyja, politolog, historyk, w eseju nt. polskiej transformacji, pisze o szkodliwości Michnika i spółki. „Precyzyjny opis przesilenia, jakie miało miejsce w latem 1989, autorstwa Antoniego Dudka, wskazuje na istnienie kilku alternatywnych kanałów kontaktu” pomiędzy Kiszczakiem, Reykowskim i Kwaśniewskim a „Adamem Michnikiem, Jackiem Kuroniem i Bronisławem Geremkiem”. Pozycja tych ostatnich „wydawała się znakomita”, zabiegali o silną pozycję w „S”, opanowali OKP i „Wyborczą”.

Mając dość czytania o Michniku, odkładamy „Europę” i sięgamy do dodatku „Kultura” w tymże „Dzienniku”. Do lektury wybieramy „Alfabet Cezarego Michalskiego” gdyż jego hasła wydaja nam się bezpieczne (Józef Czapski, Ludwik Dorn, Jakub Karpiński). Niestety, wszędobylski Michnik wcisnął się i tutaj. Okazuje się, że Karpiński znał Michnika od kiedy był licealistą: „Nigdy nie widziałem, aby chociaż na jedną chwilę przestał myśleć o własnej autopromocji”.

Żeby już na pewno uciec od Michnika, sięgamy do konkurencyjnej „Rzeczpospolitej”, która rywalizuje z „Dziennikiem” o rząd dusz na prawicy. Niestety, tam również ta bestia się pojawia. Poeta i redaktor Wencel sięga do dziejów nienawiści w Polsce. Nienawiść to jeden z koników Michnika, trudno więc, żeby go nie było. Poeta Wencel dochodzi do wniosku, że dopóki nie było lustracji – nie było też nienawiści. Lustracja i nienawiść do niej to bliźnięta bracia. „Dopiero ujawnienie przez ministra Antoniego Macierewicza osób zarejestrowanych jako tajni współpracownicy SB otworzyło puszkę Pandory.” Z puszki wyskoczyła nienawiść: „5 czerwca 1992 r., nazajutrz po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, w „Gazecie Wyborczej” Adam Michnik nazwał tę formę lustracji ‘drogą do przekształcenia życia Polaków w piekło.” Obok wydrukowano wiersz Wisławy Szymborskiej „Nienawiść”. „Tak się zaczęła wielka kariera słowa ‘nienawiść’ w polskiej debacie publicznej. W tym samym miesiącu „Jacek Kuroń użył w odniesieniu do Olszewskiego i Macierewicza określenia ‘chorzy z nienawiści’, które okazało się pojęciem nadzwyczaj trwałym” – pisze Wencel.

Mamy więc podaną dokładną datę, kiedy zaczęła się kariera słowa „nienawiść” w Polsce, kariera która trwa, gdyż nie brak ludzi, którzy nienawidzą III RP, a przede wszystkim nienawidzą Michnika, który wszędzie się wepchnie. Ja rozumiem, że Michnik ma wiele grzechów na sumieniu, jego „Gazeta” to salon, koteria etc., nie recenzuje moich genialnych książek – wszystko to akurat prawda, ale ile można? On jedyny potrafi wzbudzić nienawiść nawet w okresie Bożego Narodzenia i w przeddzień Nowego Roku, kiedy wszyscy chrześcijanie miłują swoich bliźnich. Co w tym człowieku jest tak wstrętnego, że nawet po stokroć zdemaskowany, opisany i przenicowany, zburzy każdą szopkę? Że wychodzą specjalne gazety, powstają listy otwarte i partie polityczne poświęcone temu nikczemnikowi? Że wciśnie się do każdej stajenki?

Michnik to największe zło w naszej szopce, w Rzeczpospolitej i w Europie. Żałuję, że jestem już stary i Michnik mnie przeżyje. Bo kiedy jego zabraknie, Rzeczpospolita odetchnie. Niestety, już beze mnie.

***

PS. Dziękuję wszystkim blogowiczom za życzenia dla naszego bloga i blogowiczów (a także za ich komentarze), za życzenia dla „Polityki” i dla mnie. Wszystkim życzę, żeby w naszych mediach Nowy Rok nie był Rokiem Psa, Rokiem Smoka ani Rokiem Michnika. Ja sam dostałem od Mikołaja bilet na koncert Woody Allena (widocznie byłem grzeczny). Trochę boję się pójść, bo mam dość Michnika, a on tam na pewno gra.

Pani Teresa Stachurska – nie mogę się wypowiedzieć nt. książki Naomi Klein, ponieważ jej nie czytałem. Przeczytałem ostatnio b. grube książki historyków brytyjskich o Rosji: „Stalin. Dwór czerwonego cara” (760 stron), „Taniec Nataszy” (500), „Szepty” (600), a teraz czytam „Potiomkin. Książę książąt” (700), mam już za sobą 400 stron, Katarzyna Wielka i Cesarz Józef II wracają już z wizyty u Potiomkina na Południu Rosji. Wszystkie te książki gorąco polecam. Świetna lektura na 2009 rok.