Wampir z „Press”

Nie będę udawał skromnego. Ucieszyłem się ogromnie, że zająłem pierwsze miejsce w rankingu na najlepszego felietonistę, zorganizowanym przez miesięcznik „Press” wśród redaktorów naczelnych prasy polskiej. Wow!  Bóg zapłać!

Wraz z wygraną przyszły zaszczyty:  Najpierw sesja fotograficzna (!), przed którą się wzbraniałem, ale – jak mnie poinformowano – zdjęcie  na okładkę „Press” musi być specjalne.  Był dla mnie przygotowany strój  wampira, sympatyczny fotografik, Rafał Masłoń, wyjął nawet z kieszeni całkiem gustowny komplet kłów. Kiedy zacząłem się wzbraniać,  westchnął tylko,  że najlepiej pracowało się z Jerzym Urbanem, który  pozował na stole do sekcji zwłok w prosektorium. Potem okazało się, że „Press” wybrał zdjęcia, na których wyglądam jeszcze gorzej niż w naturze, a to jest duże osiągnięcie, bo w oryginale jestem szkaradny.

Następnym zaszczytem był wywiad dla  „Press”. Byłem cały w skowronkach – dumny, że wygrałem ranking. Spodziewałem się, że będziemy rozmawiali o felietonach, o Prusie, Słonimskim, Kisielewskim, Bywalcu,  czy  felieton ma jeszcze sens itp.

Tymczasem na spotkanie przybył młody wampir (na ogół mówi się „młody wilczek”), który przedstawił się jako Grzegorz Kopacz. Udawał Greka. Ja zauważam, że on przychodzi z okazji wygrania przeze mnie w  rankingu „Press” na najlepszego felietonistę, a on mi w żywe oczy odpowiada: „… nie z tego powodu się spotykamy”. Na co ja dopisałem w autoryzacji: „Pan kpi czy żartuje? Ja mam być na okładce ‘Press’ nie z powodu rankingu? Kto Panu uwierzy w taki zbieg okoliczności?” (Zostało to potem przez „Press” usunięte z autoryzacji, o czym za chwilę).  Hamilton?  Felietony? Książki Jana Józefa Lipskiego o „Bywalskich” –  wszystko to wampira nie interesowało. Zamiast tego pokazał dwa kły. Jednym gryzł mnie dlatego, że jestem stary, a drugim za to, że jestem skompromitowany.

***

Zaczął od mojego wieku, z elegancją wampira drążył „potrzebę odmłodzenia redakcji” „Polityki”. Taktownie sugerował, że „jestem przewrażliwiony na punkcie swojego wieku”, a nawet, że – w ramach odmłodzenia, które jest wolą „młodszej połowy redakcji”  – widziałbym  moją córkę jako felietonistkę „Polityki”. Wszystko to pachniało eugeniką albo przynajmniej starożytną Spartą. Starych i  nieudolnych strącać ze Skały Tarpejskiej.

Zadowolony, że obnażył mnie jako pełnego kompleksów starca, redaktor Kopacz pokazał drugi kieł: mało, żem stary, to jeszcze skompromitowany. Jako laureat plebiscytu oczekiwałem, choćby przez grzeczność, pytania w rodzaju: „Czemu zawdzięcza Pan swój sukces? Z czego jest Pan dumny?”. Tymczasem wywiadowca z „Press” nie bawił się w żadne grzeczności, tylko zabrał się ostro do rzeczy: „Co z tych czasów wspomina Pan z największym wstydem?” – pyta, jak na Sądzie Ostatecznym. Czy wiem, że jak się wpisze w Internecie „Passent”, to pojawia się „czołowy publicysta stanu wojennego”? „Dlaczego irytują mnie pytania o przeszłość? „Czy kac moralny mija?” Czy wobec takiej przeszłości  „…myślał Pan kiedyś o porzuceniu zawodu?”.

Tak wysysał i chłeptał moją krew, szukając w niej czerwonych ciałek. Dla młodych gniewnych, takich jak red. Kopacz,  jestem jak gumowa kość: Nie zdążyli obalić  komuny, kiedy to wymagało odwagi, więc chociaż obalą Passenta.  Na moim tle wyjdą na bohaterów. Ugryźć Passenta zawsze przyjemnie. Że tyle razy się spowiadał? Niech się spowiada jeszcze raz. Że od  moich artykułów o Wolnej Europie minęło ponad 50 lat? Nie zaszkodzi przesłuchać ponownie. Że rozliczałem się w książkach i wywiadach sto razy? – Czytelnicy „Press” tego nie czytali – odpowiada wampir. „Wyżej cenię czytelników ‘Press’” – dopisałem, ale „Press” i tego nie zamieścił.

W autoryzacji  moich odpowiedzi poczyniłem dopiski i skróty, które dotyczyły zaledwie kilku, nawet nie kilkunastu, procent tekstu (ilość znaków łatwo odczytać w komputerze). Liczyłem na dobrą wolę „Press” wobec laureata swojego rankingu.  Tymczasem poprawki, które poczyniłem, okazały się na tyle szokujące dla pisma, że wampir stawił się   ponownie, celem uzgodnienia wersji kompromisowej. Wtedy była mowa o kompromisie. W kilku miejscach ustąpiłem, bo wampir nalegał, a nawet postawiłem parafkę na wydruku, jakim dysponował. W pozostałych  nie ustąpiłem. Na pożegnanie  redaktor Kopacz zasugerował, że zadzwoni redaktor Skworz – naczelny „Press”. „Będę zaszczycony” – powiedziałem.

Zaszczytu jednak nie dostąpiłem, żadnego  kontaktu już nie było. Wywiad ukazał się z dopiskiem: „Daniel Passent podczas tzw. autoryzacji wprowadził znaczące zmiany, które wypaczały treść i tok rozmowy. Dlatego publikujemy zapis wywiadu bez autoryzacji. Redakcja”. W ten sposób Redakcja dała do zrozumienia, że skompromitowany starzec nie potrafi nawet autoryzować wywiadu. Ja, który pierwszy wywiad opublikowałem w 1958 roku, mam na koncie wywiady z Orianą Fallaci, prezydentem Bushem, pierwsze w polskiej prasie „naziemnej” rozmowy z Kosińskim, Wałęsą, Borusewiczem, Gwiazdą, Jurczykiem  i innymi, mam pobierać korepetycje z autoryzacji od redaktora Kopacza.

***

Jakież więc były moje dopiski, cóż za herezje dopisałem,  że „Press” wyrzucił je do kosza, razem z dobrymi obyczajami? Oto najbardziej perfidne z nich (pogrubionymi literami). Rozmowa schodzi na temat wieku. Ten felieton (o ludziach starszych – Pass.) bardzo mi się opłacił. Po jego ukazaniu się, Wojciech Fangor podarował mi swój obraz, bo wyrażałem poglądy ludzi starszych. Pańskie pytania odebrałem jako zgrzyt, tkwiła w nich sugestia, że Baczyński powinien odmłodzić redakcję, w czym poczułem nietakt wobec takich ludzi jak Marian Turski, kierownik działu historycznego, który ma historię polski wypisaną na plecach. (…) Pouczanie redaktora Baczyńskiego, jak ma meblować swoją redakcję, wydało mi się niestosowne.  To raczej Pan powinien uczyć się u niego, a nie on u Pana.

(G.K.: … albo jest Pan przewrażliwiony na punkcie swojego wieku, albo faktycznie chorujemy na wiekizm).

Ja: Pan ciągle o tym wieku! Czy Pan jest z pisma „Geriatria Polska”?

(Wampir nie daje za wygraną:  „Co Pan z tych czasów wspomina z największą niechęcią?” – pyta).

Własną ignorancję i tupet. Jeszcze jako student poszedłem do Yehudy Menuhina po wywiad, i  kiedy artysta zaprosił mnie do swojego pokoju,  nie wiedziałem o co go zapytać, bo byłem nieprzygotowany. A powinienem był zapytać, czego się najbardziej wstydzi

Wspomnienie mojej ignorancji i tupetu miało być dla red. Kopacza ostrzeżeniem, że ignorancja i tupet starsze są od niego. Nie wiem, czy zrozumiał aluzję, ale na wszelki wypadek zostało to z mojej autoryzacji skreślone. Następnie wampir łapie byka za rogi: ‘Co z tych czasów wspomina Pan z  największym wstydem?’ – pyta i rozlicza mnie ze stanu wojennego. W mojej autoryzacji dopisałem:

Już pisząc to, co pisałem, miałem wątpliwości i uważałem, że do pewnego stopnia postępuję źle, bo stan wojenny był złem. Ale jakie, Pana zdaniem, było lepsze wyjście – pokojowe oddanie władzy? Powstanie? Sowiecka interwencja? Desant z USA? Praga? Budapeszt? Chętnie się dowiem. Pan tego nie pamięta, ale ja wtedy byłem dorosły.” (Usunięte).

O ile wiem, to był ranking felietonów, a nie życiorysów.”  (Usunięte).

Nie rozumiem, dlaczego „Press”  nie uszanował mojej autoryzacji. Mógł być bardziej wspaniałomyślny wobec własnego laureata.  Przy zachowaniu wszystkich proporcji, Grzegorz Kopacz przypomina dziennikarza, który przychodzi do reżysera po otrzymaniu przez niego Oscara, i zaczyna od pytania: „Jak Panu smakował seks z nieletnią?”.

Nie ma w tekście gratulacji z okazji wygrania rankingu ani podziękowania za wywiad. Nie wątpię, że gdyby był trzeźwy, redaktor Kopacz na pewno by pogratulował i podziękował. Upił się jednak moją krwią.

Daniel Passent

*

(Jest to pełna wersja felietonu, który w krótszej formie ukazał się w „Polityce”)