Chwilo – trwaj!

Hiszpania zmiażdżyła Włochy. Polaków od tych drużyn dzieli przepaść.

Ale jako współorganizatorzy Euro 2012 wygraliśmy, chociaż  nie do zera. Po stronie minusów, czyli bramek straconych, są piłkarze, którzy nie potrafili wyjść z grupy, goście, frekwencja mniejsza  niż oczekiwano, może pół miliona, a liczono na więcej, wreszcie finanse, gdyż niektóre elementy przygotowań, takie jak odcinki autostrady budowane na chwilę przed terminem, kosztowały więcej niż zakładano. To trzeba obliczyć i rozliczyć. Zapewne minusów znajdzie się jeszcze trochę, wskaże je  opozycja, audyty, kontrole, media. Ale mówienie, jak to czyni prezes Kaczyński, o „klapie” i o „klęsce” mało ma wspólnego z rzeczywistością. Euro się nadspodziewanie udało, i to jest zasługą milionów Polaków. Trzymałem kciuki, żeby nie nawalił żaden autokar wiozący drużynę na mecz, żeby nie było żadnego zbiorowego zatrucia, żeby na trybunach nie znalazł się żaden szaleniec.

Gdyby Euro się nie powiodło, byłoby to „winą rządu”. Tak już bowiem jest, że kiedy coś się nie udaje, to winien jest rząd, a kiedy coś jest sukcesem, to jest to „zasługa wszystkich Polaków”. Taki zapewne będzie tenor wypowiedzi PP. Hofmana i Brudzińskiego. Obawa opozycji, że jeśli Euro się uda, to rząd przypisze sobie cała zasługę, była aż nadto widoczna. Powiedzmy więc jednoznacznie – to był sukces wszystkich zaangażowanych, także państwa i rządu polskiego.

Polacy są narodem pełnym kompleksów, zwłaszcza kompleksów niższości i wyższości, które często idą w parze. Euro pokazało, że Polska potrafi. Z wyjątkiem grupy bandytów, którzy rwali się do bójki na moście Poniatowskiego i we Wrocławiu, Polacy pokazali, że chcą i potrafią się bawić. Podziwiali Irlandczyków, którzy nie tracili ducha. Polacy nie chcą stale  zamartwiać się upadkiem ojczyzny, kryzysem, serwilizmem wobec państw sąsiednich, deficytem, „wojną z Kościołem”, katastrofą, nie chcą stale być we łzach. Autostrady (acz nie wszystkie oddane w terminie), piękne  dworce (Wrocław!) i lotniska (Gdańsk!), nowe hotele, pełne ogródki i restauracje – wszystko to poprawia samopoczucie. Stanowi także kolejny krok do awansu cywilizacyjnego.

Piszę „kolejny”, bo jak powiedział w dzisiejszej dyskusji w TVP Waldemar Dąbrowski, były minister Kultury, obecnie dyrektor Teatru Wielkiego, Euro stanowi swoiste ukoronowanie Trzeciej RP, pragmatyzmu i pozytywizmu, budowania krok po kroku kraju bardziej zasobnego, normalnego, europejskiego, a nie skansenu pełnego tylko pochodni i zniczy. Euro to jak gdyby symbol postępu, jaki zrobiła Polska od 1989 roku.  Fakt, że w Polsce mogły powstać takie stadiony, że z Łodzi do Warszawy jedzie się samochodem półtorej godziny, że od Torunia do Gdańska mknie się autostradą, że z Warszawy przez Poznań do Berlina jedzie się po europejsku, potwierdza, że Trzecia RP skraca dystans do Europy. Ten dystans pozostaje duży (zwłaszcza w PNB na mieszkańca), ale maleje. Na co dzień trzeba się troszczyć, żeby ten dystans malał szybciej, ale Euro było świętem, kiedy można sobie było pozwolić na odrobinę zadowolenia i wspólnoty. Oczywiście, Euro będzie wykorzystywane politycznie, jedni będą mówili o sukcesie – drudzy o fiasku, jedni mówią, że szklanka jest od połowy pełna, inni – że do połowy pusta, ale pora zdobyć się na własną ocenę. Moja ocena  jest pozytywna. Tysiące woluntariuszy z kraju i z zagranicy – to krok ku samorządności i samodzielności , dalej od przekonania, że wszystko  zrobią „oni”.

 Spotyka się głosy, że miliardy przeznaczone na Euro można było wydać na przedszkola, żłobki, pomoc ludziom biednym. To prawda, ale nie cała. Każdy medal ma dwie strony. Nie ma dylematu „myć ręce czy nogi?”. Kraj, żeby rozwijał się harmonijnie, musi wydawać na jedno i na drugie, na hospicja i na muzea, na obiady szkolne i na koncerty. Taki karnawał jak Euro zdarza się raz na kilkadziesiąt lat i pomoże. Od czasu do czasu potrzebne są święta, igrzyska, a nie tylko chleb codzienny i dni powszednie.  
 
Samo Euro nie stanowi przełomu, koleje nadal pozostaną powolne, wagony przedpotopowe i brudne, ludzie bezzębni i brzuchaci, ale – jak w anegdocie – „wszystko płynie, jak mówił Panta Rhei  i to płynie we właściwym kierunku.