Fibak i „Wprost” grają nie fair

Pożałowania godną sensacją dnia jest – zdobyta przy pomocy prowokacji – rewelacja tygodnika „Wprost”, że Wojciech Fibak zajmuje się dostarczaniem panienek bogatym znajomym, także dobiera się do pań, które pierwszy raz widzi. Obie strony, Fibak i „Wprost” grają nie fair i naruszają dobre obyczaje.

Wojciech Fibak jest niewątpliwie – delikatnie mówiąc – mało odporny na kobiece wdzięki, czerpie przyjemność z ich towarzystwa, jest dumy z pięknych kobiet, które nie przypadkowo bywały w domu państwa Fibaków. Kiedy kilka lat temu przygotowywałem do druku II wydanie mojej o nim książki, Fibak opowiadał mi nawet o swojej znajomości z Carlą Bruni, która wówczas była pierwszą damą Francji. Kiedy ćwierć wieku temu (koniec lat 70.) pisałem biografię znanego tenisisty, kolekcjonera sztuki i biznesmena, kilka osób dawało mi do zrozumienia, że Fibak ugania się za kobietami, a nawet czyni to dla osób trzecich. Nikt jednak, dosłownie nikt,  nie chciał tego powiedzieć pod nazwiskiem, a ja rozpowszechnianiem plotek się nie zajmuję. Kiedy dzisiaj czytam rewelacje „Wprost” jest mi po prostu smutno, że plotki się potwierdziły, że słabość charakteru pogrążyła Fibaka – świetnego sportowca, człowieka bardzo inteligentnego, o szerokich zainteresowaniach, obdarzonego wieloma talentami. Obraz Fibaka, jaki wyłania się z „Wprost” jest zasmucający.  Nazywa to się rajfurzenie. Znalazł się w potrzasku. To, co  powiedział redaktorowi „Wprost”, sposób w jaki bronił się i tłumaczył, stanowi wielkie rozczarowanie.

W sumie jednak nie jest to katastrofa narodowa, tylko porażka jednego człowieka. Temat dla prasy bulwarowej, dla magazynów plotkarskich i dla pism  rewolwerowych.  Autorka prowokacji, która jako „miła dziewczyna” chce przy pomocy Fibaka poznać i zarobić na poznaniu „miłych panów”, absolutnie nadużyła zaufania swojego rozmówcy i podstępnie zdobyła dowody, które go pogrążają. Malina Błańska i „Wprost” wzięli udział w modnym dziś i opłacalnym finansowo polowaniu na celebrytów. Fakt, że rewelacje tej pani zostały zakupione i opublikowane przez poczytny tygodnik „Wprost”, że sam redaktor naczelny, Sylwester Latkowski,  przeprowadził i nagrał rozmowę z Fibakiem, jest kolejnym ciosem w wizerunek mediów, w reputację „tygodnika opinii”. To „śmieciowe  dziennikarstwo. Brukowiec w czystej postaci”, jak pisze Waldemar Kumór w „Wyborczej”.

Autorka prowokacji, Malina Błańska, przedstawiła najpierw swoje rewelacje macierzystej redakcji „Nie”, która jednak słusznie je odrzuciła. „Wprost” nie wzgardził tekstem odrzuconym przez Urbana.

Społeczna szkodliwość wyczynu „Wprost” jest większa niż zdemaskowanego procederu zamożnego tenisisty. Fibak jest osobą prywatną i dopóki nie udowodniono mu naruszenia prawa, sprawa ma raczej charakter osobisty, ważny dla niego samego i osób bliskich. Nie godzi w dobre imię tenisistów, marchandów, właścicieli galerii sztuki czy biznesmenów. Tymczasem decyzja „Wprost” godzi w media w ogóle, na krótką metę może spowodować lepszą sprzedaż pisma, ale na dłuższą metę to niedźwiedzia przysługa dla „Wprost” i dla innych mediów.