Zero pokory

Władza czuje się tak pewnie w siodle, że rozsadzają ją pycha i arogancja. W czasie klęski żywiołowej na Pomorzu zadowolony z siebie Mariusz Błaszczak, stojąc obok rozbawionej premier Szydło, jawnie kpił z marszałka województwa. Mówił, że skoro po pięciu dniach od katastrofy marszałek się obudził, to najwyższy czas, żeby zabrał się do roboty.

Zwróćmy uwagę, że to nie jakaś przekupka ani pijaczyna spod budki z piwem, ale minister rządu polskiego, w obecności pani premier, w czasie gdy tysiące ofiar usiłują odbudować swoją egzystencję, drwi z marszałka wybranego przez mieszkańców.

Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych, ma masło na głowie. Prezydent Francji omija Polskę i Węgry w swojej podróży po Europie Środkowo-Wschodniej, nie zapomina o Bułgarii i Rumunii, rozmawia z politykami regionu w Wiedniu, nie przyjmuje zaproszenia do Polski – to jawny afront, to powinno skłonić polskiego ministra do refleksji.

Ale nie Waszczykowskiego, który w żywe oczy mówi, że Emmanuel Macron rozmawia z krajami, z którymi Francja miała mniej kontaktów niż z Polską i w ten sposób odrabia zaległości. Ciekawe, jakie kontakty polsko-francuskie miał na myśli. Czy te w sprawie Caracali, czy w sprawie jedzenia widelcem, czy swoje spotkanie z Marine Le Pen? Prawda jest taka, że stosunki z Francją są w kryzysie, z Niemcami wojujemy, a nasz sojusznik nr 1, czyli Wielka Brytania, wychodzi z Unii. Ale pycha i arogancja nas rozsadzają.

Mgr Julia Przyłębska, wybrana przez PiS prezes Trybunału Konstytucyjnego, wypowiedziała porozumienie, na mocy którego TK miał upowszechniać orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (popularnie zwanego „Strasburgiem”). Dlaczego polski trybunał przestanie tłumaczyć 10 orzeczeń rocznie? Ponieważ Polska Kaczyńskiego wypina się na Europę. To, co zrobiła prezes Przyłębska, to gest dezaprobaty dla ETPCz. Warszawa jest coraz dalej od Strasburga. Co tam dla nas Trybunał Europejski, Unia Europejska, Rada Europy, Komisja Europejska? My wiemy lepiej.

W kraju minister Ziobro wypuszcza prokuratorów na sędziów, zakłada im sprawę karną, a także na Lecha Wałęsę, żeby go strącić z cokołu i na tym miejscu postawić kogoś innego (nie trudno zgadnąć, kogo – eksprzewodniczący „Solidarności” Janusz Śniadek już to nawet zwerbalizował: to Lech Kaczyński, a nie Lech Wałęsa, jest symbolem „Solidarności”). Że zgodnie z prawem musieli to zrobić? Że młody Wałęsa miał prawo mieć chwile słabości i odrobił to z nawiązką? Wolne żarty! Kiedy trzeba było wyciągać z opresji Mariusza Kamińskiego i spółkę – prezydent „uwolnił wymiar sprawiedliwości” od jego sprawy, bo była „polityczna”. A sprawa sędziów, którzy się narazili, i tym bardziej sprawa Wałęsy – jaka jest?

Pycha, arogancja, zemsta, pogarda dla „mord zdradzieckich”, upadek obyczajów królują dziś w obozie władzy, pomiędzy jedną a drugą uroczystością modlitewną. Jeden biskup Pieronek się z nimi nie modli. Ryszard Petru też mógłby sobie darować „gówniarzy” i zastąpić ich np. „smarkaczami”. Nie można się zniżać do poziomu kanalii.