Strusia polityka

„Klasa polityczna” aż huczy od spekulacji na temat rekonstrukcji rządu. Kaczyński? Morawiecki? Szydło? Kto zostanie premierem?

Nie ma to większego znaczenia, bo politykę i tak dyktuje prezes i ojciec dyrektor, ale zainteresowanie jest. Moim zdaniem z punktu widzenia władzy nie należało ruszać Szydło – jest w miarę bezbarwna, dyspozycyjna, nie drażni ludzi, jest zwyczajna i przeciętna, cieszy się znacznym poparciem.

Mimo to jest na wylocie. Nie jest zapraszana na kluczowe narady PiS, napisała już nawet pożegnalnego tweeta w stylu „najważniejsza jest Polska”. Człowiek, który grubo po północy odkrywa, że najważniejsza jest Polska, robi to, żeby podkreślić, jak bardzo poświęca swoje stanowisko dla dobra ojczyzny. W tej sytuacji logicznym kandydatem jest Mateusz Morawiecki, co jego tatuś przepowiadał już dwa lata temu. Stosunkowo młody, inteligentny, wykształcony, zna się na gospodarce (choć obietnice składa przesadne, jest – jak mówi Petru – „gospodarczym hochsztaplerem”), zna języki, jest reprezentacyjny, trochę zadufany i kostyczny, ale format większy niż kierownika powiatowego domu kultury.

Owszem, nie ma własnego poparcia politycznego, będzie całkowicie zależny od prezesa, ale po co mu własny obóz, skoro pracę zawsze znajdzie, po kolejnej rekonstrukcji spadnie na cztery łapy i jest najbogatszy w całym rządzie.

W cieniu walki o władzę znalazło się orędzie prezydenta Dudy z okazji inauguracji obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości, które potrwają cały rok 2018. Rewelacji nie było. „Dość wyniszczającego konfliktu plemion politycznych!” – apelował Andrzej Duda, ale chyba sam nie wierzy w spełnienie swojego apelu. Sam przyznał, że nie sposób być prezydentem wszystkich Polaków, a jego obóz polityczny zrobił wiele, by odciąć się od Polaków drugiego sortu, zdrajców, targowiczan itd. Łamiąc prawo i konstytucję, prezydent sam przyczynił się do głębokiego podziału, który w roku jubileuszowym 2018 będzie szczególnie widoczny. Wspólne obchody wydają się niemożliwe.

„Pora na ład ustrojowy, w którym kompetencje władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej będą jasno rozgraniczone” – mówił prezydent, ale w jego ustach brzmi to niepoważnie, ponieważ sam przyczynił się do upolitycznienia sądownictwa i podporządkowania go rządzącej większości. Targi z PiS o zakres tego podporządkowania nie zmieniają istoty rzeczy. Nawet bez poprawek PiS ustawy przygotowane na Krakowskim Przedmieściu nie szanują trójpodziału władz.

„Potrzebujemy sił zbrojnych, dzięki którym sojusz z RP będzie atutem…”. W czasie ostrego konfliktu prezydenta z ministrem obrony, MON z BBN – prezydent nie mówi na ten temat nic, tylko banał.

„Spory wybiegające poza granice naszego kraju nie budują pozycji naszej ojczyzny” – to prawda, ale nie będzie sporów, kiedy usuniemy ich przyczyny. Dzisiaj trudno prać brudy we własnym domu, wystarczy jedno kliknięcie w komputerze i już widzimy, co się dzieje od Portugalii po Japonię. Białoruś, Turcja, Korea Północna – nikt nie jest w stanie odseparować się od świata i od sankcji, jeśli świat uzna je za celowe.

Nie pomoże strusia polityka i chowanie głowy w piasek.