Polska pod ścianą

Tego samego dnia, 20 grudnia 2017 roku, prezydent Duda zapowiedział, że podpisze ustawy swojego (i PiS) autorstwa o Sądzie Najwyższym i KRS, natomiast Komisja Europejska uruchomiła przeciwko Polsce (po raz pierwszy w historii Unii) postępowanie z artykułu 7.1 traktatu.

Teraz sprawa zostanie przekazana Radzie Unii Europejskiej. Wszystko to będzie trwało i mam nadzieję, że nie skończy się nałożeniem sankcji na Polskę, ale sytuacja jest fatalna. Nasz kraj znalazł się w otwartym konflikcie z wartościami, pod jakimi się podpisał, a także Unią, a przynajmniej z dużą jej większością. W tej sytuacji mówienie, że Polska wstaje z kolan i odgrywa coraz ważniejszą rolę w Europie, jest wierutną bzdurą.

Najważniejsze państwa Europy – Francja i Niemcy – poparły Komisję, tylko wicepremier Węgier powiedział: „Obronimy Polskę”.

Konflikt z Unią, a także ze środowiskiem prawniczym i innymi w Polsce, był do uniknięcia, gdyby Prawo i Sprawiedliwość prowadziło reformę zgodną z konstytucją. Nie było to jednak możliwe, ponieważ w tej reformie (?) chodzi nie o sprawniejsze działanie sądów i o sprawiedliwsze wyroki, ale o kadry, kadry i jeszcze raz kadry. Prawo i Sprawiedliwość nie ukrywa, że czystka w sadownictwie jest tak samo potrzebna jak w administracji, w wojsku, w służbie cywilnej, w mediach publicznych, w służbie zagranicznej. Faktycznie mamy do czynienia z pełzającym zamachem stanu, demokratycznie wybrana większość stawia siebie ponad prawem, nie czuje się w swoich decyzjach skrępowana niczym.

Prezydent Duda rozbudził nadzieje, kiedy w lipcu zawetował dwie ustawy (acz, niestety, podpisał tę o ustroju sądów powszechnych, z czego minister-prokurator Ziobro korzysta już obiema rękami, zwalniając sędziów „per fax et nefax”). Zobowiązując się do przedstawienia własnych projektów ustaw, które następnie negocjował z prezesem Kaczyńskim, prezydent dbał tylko o jedno: o swoje wpływy, a nie o niezawisłość sądów. Największe autorytety prawnicze w kraju i za granicą, organizacje międzynarodowe, stowarzyszenia prawnicze apelowały do prezydenta, żeby nie podpisywał sprzecznej z prawem i z trójpodziałem władz reformy, nie podporządkowywał sądów politykom. Prezydent sam siebie postawił pod ścianą. Podpisać ustawy – to znaczy wziąć odpowiedzialność za reformę PiS i przejść do historii jako niszczyciel państwa prawa. Odmówić podpisania – oznaczało utratę poparcia Prawa i Sprawiedliwości, czyli znacznie zmniejszyć swoje szanse wyboru na drugą kadencję.

Prezydent Andrzej Duda postąpił lękliwie, zabrakło mu nawet tej odwagi, jaką miał w lipcu, gdy wetował ustawy. W oczach Prawa i Sprawiedliwości teraz naprawił swój błąd. Według mnie popełnił życiowy błąd. Bo w życiu człowieka jest tak, że nieraz jeden uczynek lub jego zaniechanie stygmatyzuje go nieodwracalnie.

Sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa Polski wyraźnie się dziś pogorszyła. Odrabianie szkód potrwa latami. Jedyna pociecha: nie trzeba ustalać sprawców.