Wesołe jest życie staruszka

Jeszcze kilka dni temu sądziłem, że nic mnie nie zdziwi bardziej, niż wiadomość, że w Nowej Zelandii wyhodowano krowę, która daje mleko o zawartości 1 proc. tłuszczu. Ale i myśmy nie wypadli krowie spod ogona. Polacy nie gęsi, też potrafimy świat zadziwić, od nas wychodzi w świat gafa za gafą.

Kryptonim „Mengele” – cóż za prostactwo, potęga złego smaku i jakie świadectwo żałosnego poziomu autorów tego ponurego żartu. Nigdy jeszcze takiego słowa publicznie nie użyłem, ale tylko durnie mogły coś takiego wymyślić i zaaprobować. Jeśli minister Mariusz Kamiński jest dżentelmenem, to przynajmniej przeprosi, a sprawcę wygoni do jakiejś instytucji mniej odpowiedzialnej za odnowę moralną, najlepiej do pasania krów jednoprocentowych. (Pamiętają Państwo jeszcze „wzmożenie moralne”, jakie miało nastąpić?) Podejrzewam, że wiadomość o tym dotrze nawet do Nowej Zelandii.

Z kolei ministerstwo Giertycha, w nie mniej prostacki sposób, proponuje pogonienie Conrada, Dostojewskiego, Goethego, Gombrowicza i Kafki z lektur szkolnych, żeby ich zastąpić bardziej krzepkim i krzepiącym Sienkiewiczem oraz Dobraczyńskim. Nie mam nic przeciwko przygodom Stasia i Nel oraz „Trylogii” (dopóki nie muszę jej czytać, lektury szkolne, na czele z Orzeszkową, wspominam jak najgorzej), ale co za mędrzec to wymyślił? Podobno prace nad tym trwały dwa lata. Dostojewski, Gombrowicz i Kafka sobie z tym poradzą, byli już zakazani w PRL i jakoś przetrwali, ale jak my wszyscy przetrwamy Giertycha, skoro on jest potrzebny Kaczyńskim? Ino patrzeć, jak trójki robotniczo- chłopsko- prokuratorskie, które wizytują szkoły, będą poszukiwać „Ferdydurke” i odpytywać, dlaczego Dobraczyński wieszczem jest? Całe szczęście, że premier Kaczyński, który ma lepiej poukładane pod sufitem, nazwał to kiepskim żartem. Tym samym poparł ministra Ujazdowskiego – konserwatystę, ale przynajmniej na poziomie. K.M.U. pcha w Kościół pieniądze podatników, ale chociaż nie jest prostakiem. Giertych łaskawie pozwolił Ujazdowskiemu, żeby sprawę skomentował jak „każdy minister”. Swoją drogą, oni mogliby się w tym rządzie naradzić zanim wywołają kolejna wojenkę.

O ile jeden wicepremier osiąga szczyt głupoty (nie jedyny, to prawdziwe Himalaje), o tyle drugi zdobył szczyt bezczelności, gdyż na pytanie: dlaczego nie stawił się w sądzie (we własnej sprawie!), odpowiedział dziennikarzom, że mu się nie chciało i w tym czasie pił kawę w swoim Ministerstwie Rolnictwa. Co za hucpa! Nie pierwszy to dowód, gdzie oni mają wymiar sprawiedliwości. Skoro sądownictwo jest „Made in P.R.L.”, to dlaczego ekscelencja miałby się doń fatygować? Piękny przykład dla obywateli. Dla Leppera zabrakło kajdanek.

Określenie „ciemniacy”, którego użył Kisiel pod adresem Gomułki i Kliszki, do niektórych wymienionych pasuje jak najbardziej. A to jeszcze nie koniec. Prezydent potrzebował kilku miesięcy, żeby zdystansować się od brutalnej wypowiedzi swojego fenomenalnie utalentowanego ministra Sprawiedliwości w stosunku do dra Mirosława G. Minister Macierewicz, autor raportu w sprawie WSI, potrzebował miesięcy, żeby przyznać (?), że być może został wprowadzony w błąd. Od miesięcy trwa oblężenie szpitala MSWiA przez oddziały wierne min. Ziobrze, zaś minister Spraw Wewnętrznych – gospodarz szpitala – zapowiada, że będzie rozmawiał (!) z ministrem Kamińskim, którego ludzie tak dzielnie zwalczają korupcję, iż wynoszą i kopiują akta pacjentów. Bez tego nie mogą udowodnić, że wpisywano „martwe lekarstwa” (od „Martwych dusz” Gogola; podobno min. Giertych ma zaplanowaną lekturę „Płaszcza” na jesień, jak będzie chłodniej). Min. Kaczmarek zapewnia, że dyskrecja w sprawach medycznych będzie zachowana. Jeśli mogę coś doradzić, to proponuję dokumentację medyczną przechowywać w IPN – dyskrecja murowana…

No, i wreszcie ta nieszczęsna Anna Sobecka, przewodnicząca Komisji Rodziny i Praw Kobiet. Jej zdaniem „seks jest zły, bo nie rozwija człowieka, nie przynosi dobra. Nie daje bliskości z drugą osobą”. No, to już absolutnie dotrze na pastwiska Nowej Zelandii. Pani posłanka powinna wiedzieć, że są ludzie, którzy mają inne doświadczenia niż Ona, którym seks przyniósł bardzo dużo dobra, umocnił ich uczucia do drugiego człowieka, rozwinął ich wrażliwość na drugą osobę, na jej piękno, walory, potrzeby (także zmysłowe), dawał tym ludziom ciepło, delikatność, dodał ich życiu nowy wymiar. Ale co ja tam będę tłumaczył pani minister od seksu, która reprezentuje silny we władzy nurt integrystów i fundamentalistów.

Wszystko to byłoby śmieszne, gdyby nie było takie smutne. Całkowicie zgadzam się z prof. Januszem Czapińskim, który powiedział (w „Przeglądzie”), a ja to już też piszę od pewnego czasu, że to jest „pierwsza prawdziwie ludowa władza po II wojnie światowej. Oni pasują jak dobrze dorobiony klucz do mentalności m.w. połowy Polaków. A nawet w niektórych wymiarach do zdecydowanej większości Polaków.” Polecam lekturę rozmowy z prof. Czapińskim, chociaż jego prognoza jest ponura: „Oni” mają szanse nawet na trzy kadencje. Dlaczego? O tym innym razem, a na razie nie pozostaje nic innego jak śmiech przez łzy. I cały czas się zastanawiam, jak „oni” załatwią, że noc kabaretowa w Opolu nie będzie antyrządowa?