Są jeszcze sędziowie…

Tak, a nawet nie – jak mówił Lech Wałęsa. Tak, bo dobrze się stało, że Komisja Europejska w końcu zaskarżyła Polskę do Trybunału Sprawiedliwości z powodu ustawy o Sądzie Najwyższym, w której znajdują się horrendalne zapisy, takie jak skrócenie wieku emerytalnego już obecnych sędziów (co dotyka 27 osób) oraz skrócenie kadencji I Prezes SN wbrew konstytucji.

Żaden niezależny prawnik nie może tego zaakceptować, nic więc dziwnego, że zaskarżeniu nie sprzeciwił się ani jeden komisarz Unii Europejskiej. Ponadto Komisja zwróciła się o rozpatrzenie jej wniosku w trybie przyspieszonym oraz o zabezpieczenie, zamrożenie wdrażania ustawy do czasu orzeczenia Trybunału.

Dla rządu PiS and Co. to cios, aczkolwiek spodziewany, tym niemniej bolesny. Rząd zwodził Brukselę, jak długo mógł, mówił o dialogu, o ustępstwach, negocjacjach, a jednocześnie powtarzał, że nie odstąpi od zasad „reformy”, czyli „dialog” może dotyczyć tylko didaskaliów, ale nie zasad. Nie pomogły gorączkowe zabiegi „last minute” premiera Morawieckiego. Teraz zobaczymy, co dalej – czy Polska zastosuje się do zabezpieczenia, a następnie uzna orzeczenie TSUE, którego można się spodziewać za ok. dwa miesiące (według prof. Marcina Matczaka), czy też je zignoruje? Na to rząd nie bardzo może sobie pozwolić, bo grożą mu (nam) poważne konsekwencje finansowe – nie tylko kara, ale również powiązanie perspektywy budżetowej ze stanem demokracji. Decyzja jeszcze nie zapadła, stąd milczenie PiS.

W czasie gdy ważyły się losy ustawy w Unii, polskie władze kontynuowały, a nawet nasilały kampanię antyunijną, prezydent Duda nazwał Unię „wyimaginowaną wspólnotą”, która nam nic nie daje. Wszystko to widocznie potrzebne jest PiS w kampanii wyborczej do samorządów, twardy elektorat lubi słuchać o tym, jak Zachód okrada Polskę. Elektorat PiS widocznie nie widzi miliardów na nowe drogi, szkoły, teatry, pomniki kultury, perony i linie kolejowe, Bóg wie, na co jeszcze.

Kampania przeciwko Unii oraz przeciwko sędziom („kasta”) drogo Polskę kosztuje. Rząd polski jest zdania, że wymiar sprawiedliwości to wewnętrzna sprawa każdego państwa unijnego, Bruksela jest raczej odmiennego zdania: sędzia polski to sędzia unijny i na pewno nie można go wyrzucać w czasie pełnienia mandatu.

Dla Polski wstyd i wątpliwa satysfakcja, że jesteśmy pierwszym krajem, który znalazł się w podobnej sytuacji. Natomiast prawdziwa satysfakcja dla tych, którzy demonstrowali i demonstrują w obronie praworządności, dla tych, którym „do twarzy” w koszulkach z napisem „Konstytucja”, to chwila otuchy i nadziei, że nie wszystko stracone.

Niestety, chwila zepsuta przez kolejny eksces prezesa Kaczyńskiego, który pomówił część środowiska sędziowskiego o ojkofobię, czyli niechęć, wrogość do swojego kraju. Prezes znów szczuje, wyodrębnia kolejną grupę ludzi i wskazuje tych jako wrogów, jako kolejne zagrożenie, kolejne mordy zdradzieckie, drugi sort, ZOMO, postkomunistów, złogi itp. Prof. Marcin Matczak powiedział u Moniki Olejnik w TVN 24, że takie rozumowanie jest zbliżone do faszystowskiego sposobu myślenia, ja bym dodał, że do rozumowania totalitarnego, bo komuniści także wskazywali wrogów: „białych”, kułaków, obszarników, lekarzy (!), duchownych, syjonistów, rewizjonistów, kosmopolitów itd. Zapewne każdy, kto popiera wniosek Komisji Europejskiej do Trybunału Sprawiedliwości, będzie teraz oskarżony o brak patriotyzmu i o zdradę. Smutna to konstatacja, która zakłóca dobrą nowinę z Europy.