Buzek? A kto to jest Buzek?!

Adrenalina mi podskoczyła, kiedy zobaczyłem w telewizji jak szef Kancelarii Prezydenta,  minister Piotr Kownacki, po spotkaniu Kaczyński – Tusk, powiedział, że kandydatura Jerzego Buzka  „nie istnieje”. „Nie ma” takiej kandydatury. To wewnętrzna sprawa Chrześcijańskiej Demokracji. Kownacki wyraźnie prowokował. Owszem, w sensie formalnym, „nie ma” kandydatury, gdyż przed nami jeszcze wybór kandydata frakcji, i nie musi  nim zostać Buzek, ale wiadomo, że na giełdzie,  w Polsce i w Europie, kandydatura Buzka jest traktowana poważnie przez wszystkich, z wyjątkiem p. Kownackiego, bo nawet jego chlebodawca (na chleb to Kownacki ma i bez tego) mówił, że kandydaturę Buzka popiera. Min. Kownacki chce utrzeć nosa Tuskowi, że jeszcze nie zdołał zapewnić Buzkowi poparcia frakcji EPP, że obiecał, iż jeśli Platforma wygra wybory do PE, to Buzek zostanie przewodniczącym. Ale wypowiedź Kownackiego była nieładna, nie podobała mi się. Brakowało tylko, żeby powiedział: „Buzek? A kto to jest Buzek?” (Inna sprawa, że Tusk niepotrzebnie obiecał, iż jeśli wybory wygra Platforma, to Buzek zostanie przewodniczącym PE. PO co zaciągał takie zobowiązanie?).

Zachowanie Kownackiego było  tym bardziej naganne, że tego samego dnia przewodniczący  Bundestagu w parlamencie niemieckim, a więc najbardziej publicznie, poparł „nieistniejącą” kandydaturę Buzka, powiedział, że polski kandydat ma zapewnione poparcie Niemiec. To oczywisty sukces rządu i Platformy. Żeby Niemiec angażował się bardziej po stronie Buzka niż szef Kancelarii polskiego prezydenta, to wstyd! Przy okazji autorzy antyniemieckiej kampanii w Polsce ponieśli jeszcze jedną porażkę – w Berlinie, w pobliżu Reichstagu, w obecności kanclerz Merkel i Marszałka oraz wicemarszałka Sejmu (obaj z PO), odsłonięto pomnik Solidarności. A jeszcze kilka dni temu, prezes PiS pytał, czy Platforma jest partią polską. Mam nadzieje, że delegacja PiS złoży wieniec pod tym pomnikiem. Sprawdzę 26-27 czerwca, kiedy będę w Berlinie.

Jedno, co mi się nie podoba, to że prof. Lena Kolarska – Bobińska wstąpiła do Platformy, ponieważ  – jak mówi – „łatwiej wpływać na decyzje będąc w środku”. No, nie! Pani profesor, przecież dokładnie to samo mówili (i wierzyli w to) ci, którzy wstępowali do partii 30 – 40 lat temu. PO co to Pani? Domyślam się, że to był „deal”, czyli umowa: Parlament za nazwisko i legitymację, ale ubolewam. Gdyby Pani L.K-B wstąpila do Platformy wcześniej, byłoby to normalne – każdy może mieć przekonania i należeć do odpowiedniej partii, ale teraz, po wyborach? Niepotrzebnie naraża  się Pani na zestawienie z drem Migalskim, który z „bezstronnego” komentatora i politologa stał się politykiem PiS. Dla mnie dr Migalski od początku był, interesującym skądinąd, publicystą propisowskim, ale pani profesor mogła sobie tego oszczędzić. A może jednak nie mogła, bo podpisała pakt z diabłem?