Kto tam? Tu Springer

Fakt, że koncern Springera, który jest m.in. wydawcą rosyjskiej wersji miesięcznika „Forbes”, przestraszył się najbogatszej Rosjanki (nb. żony mera Moskwy) i skierował cały numer tego pisma na przemiał, nie jest tylko zagraniczną ciekawostką bez znaczenia. Czym kierowali się wydawcy, podejmując niszczycielską decyzję? Czy chodziło o dobro pisma, bo po wizycie adwokatów przysłanych przez bohaterkę artykułu wydawcy doszli do wniosku, że ich tekst był niewystarczająco udokumentowany? Czy nie chcieli godzić w coraz cieplejsze stosunki Berlin – Moskwa? Czy bali się odwetu ze strony rosyjskiej, wiedząc, że media nie mają tam łatwego życia?

Media w Polsce także są przedmiotem presji, media publiczne są areną walki o władzę (jak z niej korzystają – każdy widzi), a niektóre media prywatne, krytyczne wobec władzy, budzą z jej strony zdecydowaną reakcję i są dyskredytowane na wszelkie sposoby, włącznie z grzebaniem w rodowodach, teczkach i innych „dowodach”. Bardzo ciekawa jest rola mediów wydawanych przez kapitał zagraniczny w Polsce. Znaczna część – może nawet większość – prasy prowincjonalnej należy do kapitału zagranicznego, głównie niemieckiego. Koncern Springera wydaje szereg wpływowych tytułów, m.in. „Newsweek”, „Fakt”, „Dziennik”. Zanosi się na to, że wydawnictwo Axel Springer zakupi poważną część udziałów telewizji Polsat. Największe radio RMF zostało sprzedane innemu koncernowi niemieckiemu. Wszystko to są kroki w kierunku dalszej koncentracji mediów na skalę w niektórych krajach demokratycznych zabronioną przez prawo. Np. w USA prawo nie zezwala na to, żeby ten sam właściciel posiadał w jednym mieście gazetę poranną i popołudniową, łączył to z posiadaniem miejscowej rozgłośni radiowej i stacji telewizyjnej. Ograniczenia takie są uzasadnione. Wolny rynek zmierza ku koncentracji własności, a ta grozi koncentracją opinii.

W głośnej sprawie „rząd Millera contra koncern Agora” o to właśnie szło, zanim nie zrobiła się afera. Szło o to, żeby jeden koncern nie miał na rynku mediów zbyt wielkiej władzy (a potem – czy można tę władzę sprzedać i za ile). Wygląda na to, że dziś mamy ciąg dalszy – pozycja wydawców zagranicznych jest coraz mocniejsza, co ma swoje dobre i złe strony. Dobre, bo kapitał zagraniczny inwestuje w polskie media, a merytorycznie może przyczynić się do większej różnorodności opinii wobec monolitu mediów publicznych, opanowanych przez władzę. Czym się jednak kierują wielcy wydawcy zagraniczni, decydując o tym, jakie będzie oblicze kolejnego tytułu, jego stanowisko w sprawach polskich i międzynarodowych, np. w kwestii stosunków niemiecko-polsko-rosyjskich? Kto decyduje o linii poszczególnych tytułów koncernu: centrala za granicą, przedstawicielstwo w Polsce, redaktorzy poszczególnych tytułów, a jeśli tak, to kto i pod jakim kątem ich dobiera? Czy np. linia polityczna gazety codziennej powstaje pod wpływem badań rynku prasowego, które wskazują, że nie ma nabywców dla kolejnej gazety prawicowej/lewicowej, czy też linia ta kształtuje się pod wpływem politycznych przekonań decydentów? Czy redaktorzy gazet i dyrektorzy rozgłośni dobierani są z jednej, czy z różnych parafii? Co oznacza migracja części dziennikarzy z tygodnika do innych gazet tego samego koncernu? Czy stoją za tym motywy polityczne?

Mamy na rynku gazety codzienne, tygodniki, stacje radiowe i telewizje należące do różnych właścicieli – od własności rodzinnej („Wprost”), poprzez kapitał mieszany („Rzeczpospolita”), kapitał zagraniczny, media spółdzielcze („Polityka”), wreszcie media publiczne. Czym różni się proces podejmowania decyzji w tych mediach? Kto ma ostatnie słowo? Czyim powodują się interesem – rodziny? pracowników? rządu? koncernu? kraju? Czyim interesem kierował się koncern Axel Springer – wydawca „Forbes” w Rosji, jakie będą skutki tego, że jeden koncern zagraniczny w Polsce będzie posiadał gazety i telewizję, a drugi czasopisma i sieć radiową? Jak to się odbije na stanie debaty publicznej i czy to dobrze czy źle dla naszej demokracji? Czy to jest przypadkiem, że media jednego koncernu reprezentują podobną linię polityczną? Jak nie być ksenofobem („Polska dla Polaków”), a jednocześnie chronić rynek opinii przed nadmierna koncentracją?

Byłoby fascynujące, gdyby nasi reporterzy śledczy, których w mediach nie brak, napisali książkę o tym, co dzieje się na naszym rynku mediów i dokąd to wszystko zmierza.

PS. Choć ja tego bloga piszę, nie chcę, żeby był nadmiernie poświęcony mojej osobie. Nie sposób jednak nie podziękować za bezcenne poparcie i wyrazy zaufania ze strony ogromnej większości autorek (-ów) wpisów. Dzięki stokrotne! Państwa reakcja ma wpływ na moją postawę. Postaram się wytrwać, żeby tego zaufania nie zawieść. Nie mam też za złe moim antagonistom, także tym, którzy piszą, że „pół wieku przy konfiturach to dość” i nie mogą się doczekać, kiedy zamilknę. Szerzej na ten temat za kilka dni, jak usmażę świeże konfitury.