„Alleluja i do przodu”

W kołach zbliżonych do salonu panuje przygnębienie w połączeniu z rezygnacją z powodu spodziewanego zwycięstwa wyborczego PiS. „Wszystko im wychodzi”, „Nie mają skrupułów”, „Biją poniżej pasa”, „Grają nie fair” i „ciemny lud to kupuje” – to tylko niektóre zasłyszane opinie. A przecież nie brak dowodów, że jeśli premiera (Prezydenta zostawiam w spokoju jako dobro narodowe) celnie skontrować, to też potrafi się zatoczyć, a nawet cofnąć („cofnąć do tyłu”, jak mówią niektórzy).

Pierwszy przykład – uroczystości katyńskie zaplanowane jako część kampanii wyborczej. Wystarczyło, że podniosły się protesty, władza trafiła na kontrę i „cofnęła się do tyłu”, przekładając apel poległych na listopad. Mało tego, celną kontrę wymierzyli Andrzej Wajda – najsławniejszy reżyser PRL i Maja Komorowska – typowa przedstawicielka pogardzanej elity, aktorka, która „karierę zrobiła w PRL”, grała w komunistycznych filmach „Zanudziego” (tak pisał o nim Kałużyński), była działaczką opozycji bliższej korowcom niż kaczyzmowi. I ta słaba kobieta celną kontrą powstrzymała kompanię honorową PiS.

Drugi przykład – OBWE. Najpierw kaczyzm oburzył się na Havla, następnie – idąc za ciosem – dumnie zapowiedział, że nie wpuści zagranicznych obserwatorów, nie będą pchać swojego nosa w nasze suwerenne sprawy, bo to uwłacza naszej godności, przy okazji kaczyzm nagadał i napisał w swoich mediach, że to wszystko robota warszawskich – pożal się Boże – przyjaciół Havla, i cały kaczym paradował w glorii zwycięzcy, a gdy otrzymał celną kontrę – zatoczył się i „cofnął do tyłu”. W obu przypadkach prorządowi dziennikarze obwieszczali sukces. Najpierw sukcesem była odmowa, teraz sukcesem jest zgoda na przyjazd obserwatorów OBWE. Ale knock-down wszyscy widzieli.

Trzeci przykład – debata JK z Tuskiem. Miało jej nie być, bo po co rozmawiać z pomocnikiem, przynajmniej dopóki ten nie wyrzeknie się koalicji z LiD, ani się nie zdeklaruje za którą jest Rzeczpospolitą – III czy IV? I znów, wystarczyła jedna i druga riposta, jedna kontra za drugą, i maszyna do bicia piany się zacięła, JK zmienił zdanie. Oczywiście, może on debatę z bezbarwnym Tuskiem wygrać, i wcale bym się nie zdziwił, bo opozycja nie jest w stanie sformułować chwytliwych haseł ani programu, który by wybiegł poza banały w rodzaju „Polacy zasługują na dobrobyt”, ale fakt jest faktem – kiedy kaczyzm celnie skontrować, to musi się cofnąć. Że po każdym „knock-downie” JK szybko się podnosi i bije dalej – to fakt, ma odporność na ciosy oraz instynkt zabójcy bardzo w boksie cenny, ale tak jak nie ma zbrodni doskonalej, nie ma też niezwyciężonych fighterów. Każdy może nadziać się na kontrę, pod warunkiem, że przeciwnik będzie umiejętnie kontrował, a z tym u nas, niestety, słabo.

We wszystkich trzech przypadkach kontry to zasługa niesfornych wolnych mediów. Gdyby wszystkie one były takie uczesane jak media publiczne oraz prorządowe, kaczyzm wygrałby przez knock-out, a tak przynajmniej musi walczyć na punkty.

***

PS. Dzięki za żywą reakcję na post z Południowych Włoch. Dziękuję Helenie za wierszyk z czasów emigracji (sądząc po Moczarze – chyba marcowej):

Dzisiaj na naszej ulicy święto:
Moczar w Warszawie, a my w Sorrento.

Znam kilku emigrantów z tamtego okresu. Ilekroć się spotykają, pierwszy toast wznoszą za Gomułkę („dzięki” któremu wyjechali).

Zdecydowanie popieram postawę „z_Włoch”, który – nie bacząc na koszty i wysiłek – wraz z rodziną wybiera się w podróż do Rzymu, żeby wziąć udział w wyborach. Brawo! Tak trzeba. Tylko proszę pamiętać, że koleje włoskie to nie to, co francuskie czy belgijskie. Ja wracałem z urlopu z przygodami. Pociąg Neapol – Rzym ruszył co prawda o czasie, ale ujechał nie więcej niż kilkaset (!) metrów, potem długo stał, konduktorzy mówili coś problemie technicznym, wreszcie nasz pociąg się cofnął (pierwszy raz jechałem pociągiem do tyłu), wtoczył się na dworzec, gdzie kazano nam wysiąść i udać się (czytaj: biec z bagażem) na sąsiedni peron, do innego pociągu, w którym nie było nawet miejsc stojących, a gdy wreszcie ten pociąg ruszył zgodnie ze swoim czasem odjazdu, to po drodze do Rzymu złapał swoje spóźnienie, w sumie dojechałem półtorej godziny po czasie, o innych komplikacjach nie mówiąc. Proszę pamiętać, że co prawda polskie pociągi też się spóźniają, ale lokale wyborcze – nie.

Krzysztof pyta, dlaczego piszę o dziennikarzach „prorządowych”, a nie „reżimowych”. Otóż piszę tak przez grzeczność, unikam epitetów, ponadto władza obecna – mimo pewnych podobieństw – różni się od tej dawnej tym, że pochodzi z wyborów.

Spokojnemu dziękuję za przypomnienie, iż mija 70. rocznica wprowadzenia getta ławkowego w II RP. Ciekawe, czy zostanie uwzględniona w realizowanej z zapałem polityce historycznej.

Wszystkim Państwu życzę pięknego, jesiennego weekendu. Głowa do góry! „Alleluja i do przodu!”