Smutny dzień

3 sierpnia 2010 to smutny dzień dla Polski. Tego dnia Polska ugięła się przed mieszaniną religijnego fanatyzmu i politycznego cynizmu, który łączy garstkę nawiedzonych na ulicy z grupą cwanych polityków w ich gabinetach, a wszystkiemu przyglądają się podekscytowane media.

Krzyż przed pałacem prezydenckim nie wziął się znikąd. Nie był też pomysłem kilkunastoletnich harcerzy. Jest kontynuacją tego nurtu polskiego dziedzictwa, które ucieleśnia pomnik dziecka – powstańca. Walka o każdy krzyż, traktowana jako walka o jedyną prawdę, o godność, o honor, o wartości, których uosobieniem był prezydent Lech Kaczyński. Używanie symbolu religijnego jako emblematu politycznego, który nakazuje kwestionować wynik wyborów prezydenckich, degradować demokratycznie wybranego prezydenta Komorowskiego do roli intruza, namiestnika okupacyjnych władz Platformy Obywatelskiej. Popis anarchii i rokosz, przy całkowitym lekceważeniu prawa i legalnego rządu, na rzecz naczelnego dowództwa z ulicy Nowogrodzkiej. Wyważanie drzwi na Wawel, wymuszanie pomnika na Krakowskim Przedmieściu, wybór katastrofy smoleńskiej jako areny do walki o władzę – to wszystko ogniwa jednego łańcucha.

Dążenie do wzmocnienia tendencji ku utworzeniu katolickiego państwa z narodu polskiego, w którym tron jest w cieniu ołtarza. Osobliwa synteza religijności jednych z wyrachowaniem drugich, a wszystko oparte na poczuciu bezkarności, bo – w odróżnieniu od wielu państw Europy – w Polsce nie ma takiej siły, która zmobilizuje obrońców państwa prawa do wyjścia na ulicę. Premier ma rację, że Polsce nie jest potrzebna wojna o krzyż, ale jeśli taka wojna została rządowi wypowiedziana, jeśli ministrów i premiera bezkarnie nazywa się zbrodniarzami, jeśli lider PiS wyraża się o prezydencie – elekcie per „ten pan”, jeśli kwestionuje się każdy krok prokuratury i innych legalnych urzędów, jeśli oskarża się rząd o spiskowanie z obcym mocarstwem, jeśli osią polskiego życia publicznego ma stać się krzyż i katastrofa, to znaczy, że szaleństwo jednych i cynizm drugich przeważają już nad rozsądkiem i przyzwoitością pozostałych. Nie czas przyglądać się temu bezczynnie i czekać, aż spadnie śnieg i buntownikom zrobi się zimno.

To, co się stało – rezygnacja z przeniesienia krzyża, umycie rąk przez Metropolitę Warszawskiego, który stwierdził, że Kościół nie jest stroną w tym sporze, chwały Kościołowi hierarchicznemu nie przynosi. Przegrany jest Kościół, przegrane jest państwo polskie, przegrany jest rząd, przegrany jest zdrowy rozsądek, przegrani są wszyscy, ci, którzy łudzili się, że żyjemy w normalnym europejskim kraju, ba, w kraju, który rości sobie prawo do pouczania innych na czym polega demokracja. Wygrał PiS, prezes Kaczyński, ojciec Rydzyk, Gazeta Polska – teraz oni będą dyktować warunki. Cieszyć może się lewica – dostała prezent, ciekawe, co z nim pocznie. Ciekawe, co zrobi Platforma, co zrobią partia i rząd, bo dobrego wyjścia już nie ma. Pozostaje mniejsze zło.