Zbrodnia wisiała w powietrzu

Trudno dobrać słowa i powstrzymać myśli (nie zawsze najmądrzejsze), aby skomentować zbrodniczy atak na siedzibę, czy biuro poselskie, posła PiS w Łodzi.

Pierwsza reakcja, to smutek, żal i współczucie dla wszystkich bliskich z powodu śmierci Pana Marka Rosiaka i ciężko rannego asystenta posła Jagiełły.

Jedna z pierwszych myśli jest taka, że ta zbrodnia wisiała w powietrzu. Od pewnego czasu, przynajmniej od katastrofy pod Smoleńskiem, konfrontacja polityczna w Polsce uległa dalszemu zaostrzeniu, była celowo podsycana mówieniem o zbrodni, o krwi na rękach, o spisku, o Targowicy, o koniecznym wyeliminowaniu na zawsze z polityki, o dziadku z Wehrmachtu i o zwiastunach faszyzmu, o moralnej i politycznej odpowiedzialności – najpierw za katastrofę, a teraz za morderstwo w Łodzi. Nawet, jeżeli sprawcą morderstwa jest szaleniec, to wpisuje się ono w klimat polityczny ostatnich miesięcy – katastrofa, bitwa o krzyż, a przedtem kilkuletnia batalia, w której padały oskarżenia o chamstwo i antykulturę lewicy w Sejmie, o ZOMO, o łże-elitę, o mutację KPP, modły o przywrócenie wolnej Polski, o przywrócenie demokracji. Ta zbrodnia wisiała w powietrzu.

Dzisiaj nie pora, żeby wracać do oskarżeń. Nie sądzę, żeby słusznie robił Jarosław Kaczyński, który już w pierwszym wystąpieniu winę moralną za zbrodnię przypisał Platformie, rządowi i osobiście Tuskowi, którego nazwisko wymieniał kilka razy (to samo robi Marek Migalski). Całe to gadanie o „moralnej odpowiedzialności” można równie dobrze skierować w drugą stronę, która przemawia innym językiem niż PSL i SLD, od lat dolewa oliwy do ognia pod polskim kotłem politycznym. Pojawienie się pochodni nie wróżyło niczego dobrego. Krewcy politycy są po obu stronach. Chyba nikt nie jest w stanie zdobyć się na bezstronność i sprawiedliwość w tym sporze. Jarosław Kaczyński posunął się dzisiaj do szantażu mówiąc, że od tej chwili każde słowo krytyki pod adresem jego partii i polityków będzie uznawane za podżeganie do zabójstwa. Myślę, że lepiej by było zachować umiar i powagę w tej tragicznej godzinie.

Pomiędzy zachowaniem szaleńca, a tym, kto i co popchnęło go do zbrodni, jest daleka droga. Za naszych czasów zamordowany został prezydent John Kennedy, a także premier Szwecji, Olaf Palme, a motywy zabójstw nigdy nie zostały potwierdzone. Amerykanie i Szwedzi mieli jednak na tyle kultury, że nie zaczęli się wzajemnie oskarżać o zbrodnię. W latach 20. w Częstochowie, pewien obłąkaniec, wtargnął do lokalu Kasy Chorych (która wtedy była w rękach PPS) i zabił kilka osób. Było to wówczas wykorzystane do celów politycznych. Szkoda, że historia się powtarza. Czy ta śmierć nie pójdzie na marne? Obawiam się, że i tym razem nie skończy się na smutku i żalu. Apeluję o umiar w sądach, także na naszym blogu.