Goerlitz, towarzyszu Szeliga!

Z dziennikarskiego obowiązku obejrzałem i wysłuchałem przemówienie prezesa Kaczyńskiego na kongresie PiS. Pierwsze, co się rzuca w oczy (zwłaszcza widzowi starszemu ), to podobieństwo do zjazdów kierowniczej siły narodu w Polsce Ludowej.

Delegaci z całej Polski, i górnicy, i hutnicy, zachwyceni, kiedy przemawia I sekretarz. Oczywiście, prezes Kaczyński jest twórcą swojej partii i jej niekwestionowanym, wybieranym demokratycznie przywódcą, nie rządzi z cudzego nadania, ale podobieństwa istnieją. Na przykład to, że prezes wygłasza obszerny referat, w którym punkt po punkcie omawia poszczególne dziedziny – gospodarka, wieś, edukacja, sprawiedliwość, polityka zagraniczna, bezpieczeństwo itd.

Prezes/I sekretarz rozdaje cenzurki, chwali minister Rafalską, dopinguje ministra Waszczykowskiego do jeszcze energiczniejszej czystki, wydaje polecenia – minister zdrowia ma zlikwidować nocne kolejki, a znów inni energiczniej realizować (skądinąd potrzebny) program Mieszkanie+. Niektóre akcje, np. 100 megabitów (czy coś takiego) na 100-lecie odzyskania niepodległości, przypominają akcję „1000 szkół na tysiąclecie” z czasów Gomułki. Obie akcje są zresztą pożyteczne, ale styl jest podobny, o czym wicepremier Morawiecki ma prawo nie wiedzieć.

Umacnia się socjalno-narodowy charakter PiS. Państwo płaci i wymaga. Ma być narodowo i patriotycznie, państwo nie będzie np. finansować „obcej polityki historycznej”. Niektórzy poważni historycy uważają, że coś takiego jak polityka historyczna w ogóle nie istnieje, jest historia i jest propaganda – nie należy ich mieszać. Ale inni z kolei wierzą, że „ph” istnieje – każda sroka swój ogonek chwali, szkoła amerykańska wychowuje w duchu patriotycznym, dla Rosji II wojna światowa to tylko tytuł do chwały, Wieka Brytania cywilizowała pół świata etc. Tkwienie w tym zadufaniu do prawdy nas nie przybliża.

Kategoryczne stwierdzenie prezesa, że państwo nie będzie finansowało „obcej” polityki historycznej, oznacza ni mniej, ni więcej tylko formę cenzury: o historii Polski można pisać tylko dobrze albo wcale, o innych państwach – odwrotnie. Stosunki polsko-ukraińskie, żołnierze wyklęci, sprawiedliwi i szmalcownicy, powstania narodowe, PRL – każda wątpliwość, każde odstępstwo od oficjalnego schematu może być oceniane jako „obce”.

To mi przypomina miażdżącą ocenę tygodnika POLITYKA, przygotowaną pod koniec lat 60. ubiegłego wieku przez Biuro Prasy KC PZPR, z udziałem sekretarza KC Stefana Olszowskiego. Na spotkaniu Wydziału Propagandy z redakcją pojawił się – obok wielu innych – zarzut, że reportaż Zygmunta Szeligi ze Zgorzelca jest zbyt krytyczny, czarny. Szeliga się bronił, że on tam był, a rzeczywistość jest jeszcze smutniejsza nić reportaż. Puste sklepy, łuszczące się tynki, ciemno wszędzie. Na co Olszowski podniósł głos i powiedział: „Goerlitz, towarzyszu Szeliga, Goerlitz!”. To miało znaczyć, że Szeliga kwestionuje odzyskanie przez Polskę Ziem Zachodnich, opisuje, do jakiego doprowadziliśmy je upadku, a w ogóle to gdyby POLITYKA o tym nie napisała, to Niemcy by się o tym nie dowiedzieli. Pisząc źle o polskim Zgorzelcu, uprawiamy politykę obcą.

Na tym samym zebraniu towarzysz Bronisław Gołębiowski skrytykował moje reportaże z wojny wietnamskiej jako „obiektywistyczne, mogłyby się ukazać w prasie burżuazyjnej, takiej jak »Le Monde«”. Ja to odebrałem jako komplement, autor – jako zarzut. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.