Miałeś, chamie, złoty róg…

Ostał ci się ino sznur. Wyspiański znów ma rację. Żal patrzeć, co się z naszą Polską porobiło.

Mieliśmy złoty róg – kraj wyzwolony spod „systemu”, kraj bezpieczny, któremu nikt nie zagrażał, wolny, bez więźniów sumienia, położony w sercu Europy, przyjęty przez Zachód z otwartymi ramionami i pełną sakiewką – do Unii Europejskiej i do NATO. Mieliśmy Jana Pawła i Wałęsę. Berlin, Paryż, Waszyngton – wszędzie podziw, uznanie i sympatia z powodu wkładu w bezkrwawe obalenie „socjalizmu”. Mówiono, że Polska jest gwiazdą transformacji (która dla jednych była niesprawiedliwa, dla innych połowiczna i niedokończona), jasnym punktem na widnokręgu Europy Środkowej i Wschodniej. Drzwi przed Polską i Polakami otwierały się wszędzie – od Kongresu amerykańskiego po rusztowania i zmywaki. Polsk hydraulik zawojował Europę. Dostaliśmy paszporty do domu. Wydawało się, że jesteśmy na drodze do raju.

I wtedy zaczęła nas toczyć polska choroba. Wygórowane ambicje i wzajemna, zadawniona wrogość, zazdrość, intrygi, niska kultura polityczna, kompleksy wobec „salonu” i jego arogancja, wyniosłość wobec komuchów i katoli, pogarda dla ciemniaków z ciemnogrodu, brak umiejętności współpracy, a nawet współżycia, drastyczna, nie zawsze sprawiedliwa transformacja i ludzie z niej wykluczeni, kolejne afery (Rywina, Rydzyka), a także ludzie po prostu źli, mściwi, żądni władzy, pragnący przerobić Polskę na modłę narodowo-kościelno-socjalistyczną, polowanie na winnych do trzeciego pokolenia wstecz, tęsknota do gospodarki państwowej i opiekuńczej, pogarda dla innych („poszłam do polityki, żeby dla was nie było tam miejsca nigdy”), nigdy, to jest nigdy w tysiącletniej Rzeczypospolitej, którą buduje cały naród z wyjątkiem beneficjentów dawnego systemu i kilku gazet lub czasopism, narastająca katechizacja, fuzja Kościoła i państwa, chamska nagonka na sądy i samowola w wyrzucaniu pieniędzy do Torunia i dla Czartoryskich, na narodowe fundacje i inne synekury.

Opluwanie autorytetów na skalę niewidzianą od rewolucji kulturalnej. Chamska nagonka na sędziów, napad na sądy i najwyższe trybunały, parlament, w którym głosy w dyskusji ograniczone są do 30 sekund (!), tyle, żeby można było powiedzieć „zdradzieckie mordy”, „lewactwo robi chlew”, „chcesz dostać po głowie?”.

Parodia demokracji, zapobiegliwość jednych – by jak najszybciej zagarnąć jak najwięcej władzy w kraju, którym zawładnęli w drodze wyborów, i bezsilność opozycji, która patrzy, jak pogrąża się nasz kraj, jak bezwzględni są jego zdobywcy.

Rozumiem tych, którzy zaciskają zęby i przełykają łzy. Popieram tych, którzy nie tracą nadziei, nie składają broni, spisują słowa i czyny.