Rachunek Dudy

Prezydent Andrzej Duda słusznie zawetował zmiany w ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Poród trwał długo, Duda parł i parł, cała Polska widziała, jak się męczy, jak konsultuje, uzgadnia, obraduje, aż wreszcie urodził weto.

Powołuje się na to, co inni wskazywali od dawna, że mianowicie wybory nie byłyby proporcjonalne, demokratyczne, zgodne z prawem unijnym, że wreszcie miałaby ona negatywny wpływ na frekwencję wyborczą. PiS i PO zgarnęłyby cała pulę, mniejsze partie pozostałyby na oucie (ałcie? aucie?) wraz z tymi, których reprezentują. Nie miałyby szans na miejsce w PE. Prezydent podjął decyzję wbrew sponsorowi ustawy, czyli swojej partii PiS (której formalnie nie jest członkiem), która jest nienasycona, zachłanna na wszelkie fotele, ale może na tym tylko zyskać.

Prezes Kaczyński nie obrazi się na Dudę, ponieważ „na dzień dzisiejszy”, „na ten moment” PiS nie ma lepszego kandydata, a samo weto zapewne nie było dla prezesa niespodzianką. Duda i Kaczyński są już powiązani nieodwracalnie. Czy to dobrze, bo taki kandydat jest do pokonania, czy to źle, bo ten prezydent ma szansę wygrać po raz drugi – tego nie wiadomo.

Moim zdaniem Duda doszedł do wniosku, że wetując ustawę, zyska więcej głosów (Kukiz ’15, PSL, SLD + plankton), niż straci (rozczarowani w PiS i PO będą nieliczni, bo kogo to w ogóle dotyczy i obchodzi?). To jest dobra kalkulacja, zwłaszcza dla… Kukiza, który był już jedną nogą na marginesie, ale prezydent rzucił mu koło ratunkowe. Do pewnego stopnia dotyczy to i pozostałych mniejszych ugrupowań, ale na ich wdzięczność i poparcie Duda liczyć nie może.

Wniosek: decyzja słuszna i oczekiwana, choć będziemy się jeszcze zżymać, kiedy zobaczymy, kto zasiądzie w fotelach deputowanych obok postaci tak zasłużonych jak Beata Szydło czy Ryszard Terlecki. Mam nadzieję, że przynajmniej Ryszard Czarnecki zostanie już odwołany do kraju, gdzie ma synekurę w Polskim Związku Piłki Siatkowej (w wyborach w PZPN przepadł), zawsze jest przyjemnie pograć w piłkę, wszystko jedno – nożną, ręczną, byle na plaży w Tajlandii.