Ołtarz i tron poruszone

Na trzy dni przed wyborami zachwiały się ołtarz i tron. Bracia Sekielscy swoim filmem „Tylko nie mów nikomu” potrząsnęli ołtarzem, co w Polsce jeszcze miesiąc temu było nie do wyobrażenia. Kto by pomyślał, że jeden – nawet najlepszy – film dokumentalny zmusi episkopat do przyznania, że „jako pasterze Kościoła nie uczyniliśmy wszystkiego, aby zapobiec wykorzystywaniu dzieci. (…) Nie ma słów, aby wyrazić nasz wstyd z powodu skandali seksualnych z udziałem duchownych”.

Kiedy ostatnim razem Kościół się wstydził? W liście do wiernych episkopat nie zaprzecza nikomu i niczemu w filmie. To niebywałe osiągnięcie jego twórców.

Uważam list – mimo ewidentnych braków – za dokument ważny, ponieważ stanowi krok w kierunku przyznania, że „białe jest białe, a czarne jest czarne”. Oczywiście, jest to krok wymuszony przez miliony widzów, przez strach przed uszczerbkiem dla reputacji i prestiżu Kościoła katolickiego. List jest dalece niepełny i niewystarczający, nie mówi o odpowiedzialności kościoła hierarchicznego, o mechanizmach działania w samej instytucji, o chronieniu przestępców, łamaniu prawa, zacieraniu śladów, bezkarności winnych.

A jednak mimo wszystko jest znaczący, ponieważ przerywa milczenie i świadczy o tym, że prymas Polak i kilku innych biskupów opcji, nazwijmy to: „liberalnej”, a może po prostu uczciwszej, bardziej przyzwoitej (z których żaden jednak nie wystąpił w filmie), mają coś do powiedzenia.

Dzięki filmowi braci Sekielskich mury zadrżały. Niebywała reakcja na film, gigantyczne zainteresowanie wskazują, jak bardzo ten film jest na czasie, jak bardzo Polska potrzebowała, żeby ktoś zerwał kurtynę milczenia. Kościół i Polska nie będą już takie jak kilka tygodni temu. Jestem pewien, że list episkopatu to nie jest jego ostatnie słowo, dobrowolnie czy pod naciskiem. Będzie musiał przyznać więcej.

Nie tylko ołtarz, ale i tron zadrżał w posadach. Premier Morawiecki nie może już ukryć, że kilkanaście lat temu kupił 15 hektarów „po znajomości” z arcybiskupem, po wątpliwej cenie, sprzedał, a następnie odkupił część posiadłości z niebywałym zyskiem, dwukrotnie przepisywał majątek na swoją małżonkę, która teraz (nie wiadomo dlaczego, skoro wszystko było OK) zgłasza gotowość odsprzedania części działki miastu, po cenie jej nabycia, a pieniądze przeznaczyć na cele charytatywne. Dlaczego „ausgerechnet” teraz?

Premier Morawiecki od początku nie kwapił się z ujawnieniem swojego majątku, a obecnie mówi, że nie ma prawa (!) ujawnić majątku swojej żony. Jak będzie takie prawo – chętnie to zrobi. Ale przecież prawo nie zabrania odsłonięcia kurtyny, jaka kryje dorobek państwa Morawieckich. Wystarczy dobra wola zamiast uników i wygibasów.

Odwagi, Panie Premierze! Gdyby Donald Tusk czy Grzegorz Schetyna mieli na sumieniu takie transakcje, z państwowych i prorządowych mediów lałaby się na nich gorąca smoła. „Uwłaszczenie nomenklatury. Republika kolesiów” – te słowa fruwałyby w powietrzu. Transakcja z udziałem młodego polityka i z błogosławieństwem arcybiskupa daje wiele do myślenia o dojnej Polsce.

Na kilka dni przed wyborami ich wynik nie jest przesądzony.

Zaproszenie
Piłka nożna – opium dla ludu. W niedzielę 26 maja (cisza wyborcza) zapraszamy na rozmowę o piłce nożnej. Gośćmi w Radiu TOK FM o godz. 10:05 będą Marek Bieńczyk (pisarz i eseista), Stefan Szczepłek („Rzeczpospolita”) i Tomasz Ziółkowski (entuzjasta sportu).