Wraca nowe

Kiedy dziś usłyszałem i zobaczyłem, jak młodzież w metrze śpiewa „Jeb…ć PiS”, zrozumiałem, że coś się w Polsce stało i już się nie odstanie. Inni twierdzą tak od kilku dni, ale ja byłem ostrożny, ponieważ Prezes z kotem tyle razy spadali na cztery łapy, że zacząłem tracić nadzieję, iż IV RP będzie miała swój kres.

Tymczasem bunt kobiet i młodzieży ośmieszył polskich „kremlinologów” i domorosłych analityków. „Polska A i Polska B, ściana wschodnia i zachodnia, Podkarpacie i Wielkopolska” – padały rożne argumenty, ale nikt, o kim bym wiedział, nie przewidział, że to kobiety, dziewczyny i chłopaki odważą się obyczajowo i merytorycznie powiedzieć, co czują i myślą, a co najlepiej oddają słowa „wyp…dalać” i „jeb…ć PiS”.

Nie ma lepszej broni niż śmiech. Kiedy nadęty prezes na tle biało-czerwonych flag wzywał rodaków do obrony Kościoła i narodu, którego samo istnienie jest zagrożone, młodzież miała swój karnawał i bawiła się w najlepsze. Kto słyszał te śpiewy w metrze, ten może uwierzyć, że tu idzie o poważne sprawy, nawet o zmianę rządu (choć nie bardzo wiadomo, na jaki). Że trafiają się słowa wulgarne? A jaka rewolucja się bez nich obeszła. Poza tym wulgaryzmy, niestety, stały się częścią współczesnego języka, wystarczy wyjść na ulicę i posłuchać, jak ludzie rozmawiają. Smutne, ale prawdziwe.

W obecnym rządzie roi się od osób, które nie są na właściwym miejscu. Minister dr hab. Czarnek nie mógł się doczekać, aż zasiądzie na rządowym fotelu, z kierowcą, limuzyną etc., i jeszcze zanim odebrał nominację, zwolnił dyrektor departamentu programów i podręczników w ministerstwie. Nie minęło kilka dni, a już „mister twister doktor minister” postraszył dziekanów i rektorów wyższych uczelni, którzy ośmielili się udzielić studentom dni dziekańskich czy rektorskich (tj. wolnych od zajęć), żeby umożliwić ewentualny udział w demonstracji.

Na domiar złego Czarnek „przypomniał” rektorom, że to ON dysponuje funduszami na badania naukowe i granty. Czyli może uderzyć w badania i w samych naukowców, bijąc ich po kieszeni jak ojciec, który nie daje kieszonkowego ani na kino, bo dzieci wróciły po godzinie „policyjnej” do domu. Czekam tylko, kiedy minister będzie zachęcał młodzież do aktywności obywatelskiej i do obrony własnych przekonań.

Na razie daje lekcję oportunizmu i lokajstwa. Lizusy mają donosić, kto był na demonstracji, kto nucił pod wąsem „Je…ć PiS”. Jeszcze trochę¸ a pojawi się nasz polski Pawlik Morozow, który doniesie na własnego ojca (lub nauczyciela), za co ten zostanie rozstrzelany, a dzielny Pawlik zginie z rąk reakcyjnego dziadka. Podobny przypadek miał miejsce w latach 60. (a może 70.? – nie pamiętam) na Rzeszowszczyźnie. Ktoś napisał na drzwiach toalety, od strony wewnętrznej, że towarzysz sekretarz jest głupi, czy coś w tym rodzaju. Drzwi wymontowano i zawieziono do analizy grafologicznej. Obszerny reportaż na ten temat napisała w „Polityce” znana reporterka Anna Strońska.

Obawiam się, że wraca nowe. Już wtedy było śmieszne, a co dopiero dzisiaj.